31/05/2013

The worst room to rent / Najgorszy pokój do wynajęcia



I found on line a new blog called "The Worst Room" founded by a young professional who is looking to find a "decent and affordable housing in New York City".
Ryan Nethery - cause that's his name, shows on his blog the photos of the worst accommodations to rent in NY for damn high prices. You look at them and want to say "I can't believe it"...

http://www.worstroom.com/


I felt so much better after seeing his blog, as I truly dislike the house I am living in for the last two years... After seeing those pictures I even began to like the mould in our bathroom. Why do I still live in this house then? Firstly, because it's exceptionally cheap, secondly because it's based in the town centre and thirdly because it's a quite warm house comparing to other housing in Brighton.

My room used to probably be a wardrobe, a storage or a certain type of studio judging by the size of it and lack of proper windows. Well, there are two small windows, but glass is covered in a frosty coating to prevent others from seeing inside and to prevent me from seeing the outside world. (Sometimes it's a good thing!)
I can't remove the coating. I have already asked. Housing regulations.

I am living in it a small, hidden existence :)

There is no need to comment on the pictures from Ryan's blog. They speak for themselves. All I can add is, that I have seen similar "pearls" to rent here in Brighton and I heard legends about those "being available" in London too. 
I once saw a "single bedroom" where there was no space for even a single bed and "the build in wardrobe" was actually a storage for the boiler! I could add here quite a few more stories, but don't want any of you dear my readers to get depressed. All the opposite. I want to you laugh. LAUD.

It is shocking, that in so called "civilised world" people often don't have the choice, and have to live in conditions that the same "civilised" world condemns by despising the dirt, poverty and misery.

The rules of the free market are cruel in its neutrality to supply and demand, I know. But the market isn't a human being, and are human beings who rent those shitty places wanting very often a lots of money for it. And the property owners seem to forget, that those who are paying the rent are human beings too. 

All the best to all flat hunters in popular towns and cities. Be choosy if you can. And congratulations to Ryan, brilliant idea!



WERSJA POLSKA / POLISH VERSION



Znalazałm w internecie (no bo gdzie idziej?) bloga pt. "The Worst Room" czyli "Najgorszy Pokój" założonego przez młodego mężczyznę, który poszukuje " przyzwoitego i niedrogiego mieszkania w Nowym Yorku".
Ryan Nethery - bo takie jego imię, pokazuje na swoim blogu zdięcia najgorszych pokoi do wynajęcia (na jakie natrafił) w mieście, za niebagatelne ceny. Patrzysz na nie i chcesz powiedzieć: "Nie wierzę!"



Za to ja poczułam się o niebo lepiej bo obejrzeniu bloga Ryan'a, ponieważ nie lubię domu, w którym mieszkam już (dokładnie) dwa lata... Po przyjrzeniu się zamieszczonym tam zdięciom nawet poskromiłam sympatią do pleśni na ścianach w naszej łazience:) 
Dlaczego więc nadal tu mieszkam? Po pierwsze, bo pokój jest wyjątkowo tani jak na tutejsze warunki, po drugie mieszkanie jest w samym centrum miasta. Po trzecie, jest ciepłe w porównaniu z innymi, tutaj w Brighton.

Mój pokój prawdopodobnie był wcześniej garderobą, magazynkiem, lub też czymś w rodzaju "studia" do pracy sądząc po jego rozmiarze oraz braku "normalnych" okien. Dobrze, pokój ma dwa małe okna, ale szyby pokryte są jakąś mglaną powłoką, aby nikt z zewnątrz nie mógł zobaczyć mnie w środku i abym ja nie daj Boże mogła przez okno zobaczyć co się dzieje na świecie. (Czasami to nawet dobrze:)
Powłoki nie można zeskrobać. Pytałam. Przepisy mieszkaniowe zabraniają.

Wiodę w moim pokoju małą, ukrytą egzystencję:)

Co do zdięć na blogu - No Comment. One mówią same za siebie. Mogę jedynie dodać, że widziałam podobne "perełki" do wynajęcia tu w Brighton i słyszałam "legendy" o tych w Londynie. Raz ogladałam "jednoosobową sypialnię", gdzie nie było nawet miejsca na jednoosobowe łóżko, a "wbudowana szafa" w rzeczywistości była schowkiem na boiler! Mogłabym jeszcze wymienić parę tego typu historyjek, lecz nie chcę, aby żaden z was moi drodzy czytelnicy pogrążył się w smutku. Wręcz na przeciwnie. Chcę, abyście się śmiali. GŁOŚNO.

Szokującym jest fakt, że w tzw. "cywilizowanym świecie" ludzie często nie mają wyboru i muszą żyć w warunkach, które ten sam "cywilizowany świat" potępia gardząc brudem, biedą i nedzą.

Wiem, że reguły wolnego rynku są okrutne w swojej neutralności co do podaży i popytu. Ale wolny rynek nie jest człowiekiem, a to ludzie, wynajmują te żałosne miejsca bardzo często chcąc za nie niemałe pieniądze. I zapominają, że ci, komu je wynajmują to też ludzie tacy jak oni.

Powodzenia dla wszystkich, którzy szukają godnego mieszkania w popularnych miastach. Bądźcie wybredni, jeśli możecie czy potraficie.
No i gratulacje dla Ryan'a, świetny pomysł!




29/05/2013

The city of Bath / Miasto Bath

Bath is a city in the county of Somerset in South East England. Firstly established as a spa with the Latin name, Aquae Sulis ("the waters of Sulis") by the Romans. The town is located in the valley of the River Avon, where there used to be geothermal waters. 
I had a pleasure to visit Bath during last weekend and enjoyed its relaxing atmosphere. I did not manage to go to the spa though (a tourist must see) due to a massive queue, that I "refused" to take a part in. The weather spoiled us (WOW!) and it was simply too nice to spend the day queueing. And I am not a tourist anyway. I am a wanderer ;)
However I found out, that I can book the visit to the spa in advance. Next time I'll get there for sure!

******

Bath jest miastem położonym w hrabstwie Somerset w Południwo-Wschodniej Anglii. Z początky założone przez kolonizatorów rzymskich pod łacińskim imieniem Aquae Sulis ("Wody Suliusa?). Miasto leży w dolinie rzeki Avon, gdzie znajdowały się wody geotermalne. 
Miałam przyjemność zwiedzić Bath w zeszły weekend delektując się jego relaksującą atmosferą. Nie zdołałam jednak wybrać się do łaźni (turystyczne obowiązek) ponieważ odrzuciłam propozycje stania w wielometrowej kolejce, aby w zamian z nich skorzystać. Pogoda nas rozpieściła (WOW!) i po prostu nie warto było spędzać pół dnia w kolejce. I tak naprawdę to ja nie jestem turystką. Jestem wędrowniczkiem :) Dowiedziałam się też, że wizytę w łaźni można zamówić z wyprzedzeniem. Następnym razem więc na udam się tam na pewno!


















Architecture in Bath remind me a bit of Edinburgh and Glasgow. A look of some people (their dress style) and the cultural approach (music, art) of the town remind me of Brighton. It looks like I found a perfect combination of England & Scotland with Wales just around the corner :)

26/05/2013

The concept of racism - my view / Rasizm - Mój punkt widzenia

United Colours of Benetton / Google images


I have been recently thinking and rethinking the concept of racism. The recent murder of a British soldier in London pushed me to write this post, as a polish radio, reported this crime using a quite unusual in Polish culture expression; "men with Non-European features", when describing the attackers. 

I am not going to comment on mentioned crime, as there are relevant authorities to do this. I was just wondering, what the journalists at the polish radio meant, when saying "Non-European" features and when I saw the photos from this incident on "The Daily Telegraph" website it got me thinking, that the political correctness eventually reached Poland. 

In this post, I would just like to use referring to skin colour is the most obvious indicator of racist like behaviour. Skin colour and accompanying "different" racial features are the easiest to note and therefore to pinpoint when we want to see something wrong in a person of a different race. Not all of us, but roughly most.

I am white. Born and grew up in totally racially homogeneous town and pretty much the country too. Racism as such was never part of my character or personallity. It was not my habit either. Could racism become a habit actually? I think it could, especially if it was an outcome of the circumstances, that a person lives in.

When I began to travel I faced racism myself from some people of (let's stick to this elegant, delicate term) "Non-European features". How do I know that it was racism? I was either mistreated when speaking to or the otehr person was not willing to help, when using public services.
Somehow I felt, that my blond hair and my look was not a delight to them.
By mentioning this I am not trying to say, that some non-white people can be as racists as some white people. I want to imply, when in my view the racism occurs and this is why I am using example from my life.

Generalisations, stereotypes and negative comments about people of a different skin colour (often behind their back of course!), unfortunately are things that most of us do. I can't see the way forward here... Some of us may be completing one of the basic humans needs of belonging by being on the side of "the right ones" for example. That makes our ego's feel good.

Those generalisations, stereotypes in my view are not a racism yet. What I do with them can become racism. If I stick to my false beliefs in a person of a different skin colour, without knowing him or her, only because I desire to do so it's my issue. If I behave negatively towards him or her ie. show no respect, offend, or anyhow hurt the other (consciously or not) then it's racism. 

The same applies to every nation in this world. 




WERSJA POLSKA / POLISH VERSION
 



Ostatnio dużo rozmyślałam nad tym czym jest rasizm. Morderstwo w Londynie na Brytyjskim żołnierzu zmobilizowało mnie do napisania tego posta, poniewaz w polskim radiu podczas zdawania relacji z tego zdarzenia użyto niecodziennego dla naszej kultury zwrotu „mężczyźni o nie europejskich rysach twarzy” opisując napastników.

Nie będę komentować wspomnianej zbrodni, bo od tego są odpowiednie osoby z autorytetem. Zastanawiałam się tylko, co takiego dziennikarze z radia mieli na myśli uzywajac okreslenia „nie europejskie rysy twarzy" i kiedy zobaczyłam zdięcia z tego zdarzenia na stronie internetowej „Daily Telegraph” olśniło mnie, że polityczna poprownośc w końcu dotarła do Polski.

W tym poście chciałabym tylko poruszyć temat rasizmu, co do koloru skóry. Cały ten termin może być szeroko rozumiany na tyle sposobów, ilu ludzi na świecie. Kolor skóry i towarzyszące mu „inne” rysy twarzy są łatwe do zauważenia i wskazania (lub tzw przyczepienia się) kiedy chcemy osobę innej rasy widzieć w negatywnym świetle. Nie wszyscy, ale brutalnie mowiac; większość z nas.

Mam biały kolor skóry. Urodziłam się i wychowałam w rasowo jednolitym mieście, żeby nie powiedzieć kraju. Nigdy jednak rasizm nie był moją cechą charakteru czy osobowości. Nie był również moim nawykiem. No właśnie, czy rasizm może być nawykiem? Może pod warunkiem, iż został zaczerpnięty z otoczenia, w których dana osoba się znajduje.

Kiedy zaczęłam podróżować po Europie spotkałam się z rasizmem w stosunku do mnie od ludzi o (już zostańmy przy tym eleganckim i delikatnym określeniu) nie-europejskich rysach. Skąd wiem, że był to rasizm? Albo odpowiadano mi pokazując brak szacunku, albo nie uzyskałam pomocy o którą prosiłam używając np. transportu publicznego. Jakoś czułam, że moje blond włosy oraz mój wygląd ich raczej nie zachwycał.
Mówiąc o tym, nie staram się przekazać, że niektórzy „kolorowi” ludzie też mogą być rasistami jak biali. Chcę podkreślić kiedy według mnie rasizm występuje, dlatego używam przykładu z autopsji.

Uogólnienia, stereotypy i negatywne komentarze na temat ludzi o odmiennym kolorze skóry (często za plecami tych osób) to niestety coś, co dużo z nas robi. Nie widzę tutaj nadziei na postępy w tej kwestii. Niektórzy z nas mogą w ten sposób zaspokajać jedną z podstawowych potrzeb ludzkich, którą jest poczucie przynależności. Pozwala nam to np. czuć się po stronię „tych właściwych”. To świetnie robi naszemu ego.

Te uogólnienia czy stereotypy moim zdaniem nie są jeszcze przejawami rasizmu. To, co z nimi zrobię, może stać się rasizmem.
Jeśli chcę trzymać się mojej fałszywej opini na temat osoby o odmiennym kolorze skóry, tylko dlatego, że tak chcę nawet jej nie znając, to mój problem...
Jeśli się w stosunku do niej zachowuję źle, np. demonstruję brak szacunku, obrażam ją, lub w jakikolwiek sposób ją ranię, (świadomie czy nie) to jest rasizm.

I to zjawisko dotyczy wszystkich ras świata.






23/05/2013

A simple post about the weather / Ody do Pogody

freewebs.com

I heard once this statement “There is no bad weather, just inappropriate clothes for it”. Well, I believe that at present there is an excess of bad weather in the world and the greatest clothes to wear are those for good weather.

I am not going to explain what I mean by ‘bad weather’ at this point, as I trust you will figure it out after reading this text. 

People all over the world talk about weather, complain about it, blame it, brag about it and pray for it. Regardless, the weather it is what it’s meant to be like according to geographical location. Sometimes there is unusual weather for the season and that’s noted as ‘weather anomalies’ so, again, we talk about it, complain about it, blame it, don’t brag about it and it’s not what we prayed for.
For the last two years I’ve been living in Southern England (again) and I get the impression that we experience constant weather anomalies. We had virtually no summer 2 years ago, apart from a few memorable hot days over Easter time (I felt like banging my head on a chocolate egg, KIND’er Surprise) so most of us hoped that last year’s summer would be a fabulous. As we say in Poland, “Hope is the mother of fools”. There we go. It doesn’t seem to be getting any better. Last year we had awful rains, the worst in history, month after month, after month… This year cold, annoying winds and a kind of ‘spitting’ rain elegantly called ‘scattered showers’. Definitely calling it a ‘drizzle’ is an understatement.

I remember when I lived in Tuscany, the picturesque region in Italy, I worked at a grocery stand in the central square of a small town of Pistoia. When it was cold people would come to me and say ‘Ah che freddo!” which means ‘Ah, it’s so cold”. When it was warm they would say “Ah che caldo” which means “Ah, it’s so hot” When it was really hot they said nothing… as they all were down at the seaside,  ‘frying’ their bodies on the beaches.

Some countries are blessed with good climate and with summers that never let them down. The locals love to talk about it at every opportunity, especially when they live abroad in countries where overcast skies are a part of the ‘weather mantra’.

In the UK native Brits perhaps do not appreciate their climate but they have learned to  accept it. Sometimes they swear on it but in most cases they make jokes about it. That wouldn’t happen in Poland, though. In my country the weather is expected to be nice every day and we do not accept easily even one day of ‘unexpected’ wind, cold or rain. We say that severe winter or floods are God’s punishment for our sins and moan about that the world is coming to its end.

Summarizing my life experience abroad and comparing Polish weather to other European countries, I would say we have relatively good climate with distinct four seasons (although some say, they are not so obvious any more), with especially great continental summers – hot, but not boiling hot, like in the south of Europe. Winters are snowy and though sometimes harshly cold, they are full of character. Am I bragging about our Polish weather? Good on me as most of my life I’ve been complaining about the weather in every country I’ve lived in.

But, getting to the topic (or diverting from it slightly), it’s not like we are creating the weather around us, is it? No one, not even the rich and powerful of this world can influence the climate, so why some of us identify with the weather of our countries to the extent when we feel guilty if it’s not at its best. I have the impression that the British, for instance, feel almost embarrassed when talking to foreigners about their weather. On the other hand, the people of the Mediterranean countries, or the Central Europe (including me) can brag about the mercury level on their thermometers, as if they could take the credit for it. I think that the weather is no man’s merit or fault. It’s rather a bonus or doom we are faced with, so please do not feel guilty when the weather in your country is misbehaving.

Two years ago I spent my Christmas in Iceland. I couldn’t say ‘the weather wasn’t the best’, could I? The winds were high and bitter, temperatures arctic and it constantly snowed but I was in high spirits – a happy tourist indeed. I remember seeing a billboard with an advert of 66North, the leading Iceland’s clothes manufacturer, which read, “Respect nature, there is no guarantee it will respect you back”. So true, isn’t it?

The people who have financial control in this world can create or influence the economic climate, which affects all of us. The people who have control of their lives can create and influence the climate, or atmosphere around them. We are in control of the ‘weather’ in our hearts, no matter what it is like on the outside. Isn’t it great?
 



WERSJA POLSKA / POLISH VERSION



Słyszałam kiedyś takie powiedzenie: "Nie ma złej pogody, są tylko nieodpowiednie ubrania podczas niej zakładane" czy coś w tym stylu. Cóż, uważam, że mamy nadmiar „złej” pogody na świecie i „najodpowiedniejsze” ubrania do noszenia są przy dobrej aurze.
Nie mam zamiaru usprawiedliwiać tego, co rozumiem po przez sformułowanie "Zła pogoda", ponieważ ufam, iż zostanie to zrozumiane podczas lektury tego tekstu.

Na całym świecie rozmawiamy o pogodzie, narzekamy na nią, winimy ją, chwalimy się nią i modlimy się o nią. Niezależnie od tego, pogoda jest, tym czym jest, zgodnie z jej strefą klimatyczną.
Czasami mamy do czynienia z niezwykłą pogodą (niekoniecznie w pozytywnym tego słowa znaczeniu) w danym sezonie i zaliczamy ją do tzw. "anomalii". Wtedy mamy o czym mówić, na co narzekać, co winić, choć nie każdy się o to modlił!

Od ponad dwóch lat, żyję (ponownie) w południowej Anglii i mam wrażenie, że jesteśmy pod stałą anomalią klimatu. Dwa lata temu nie było pory letniej, oprócz kilku gorących dni Wielkanocnych (chciałam uderzać w głową ze szczęścia w czekoladowe jajka - KINDER Niespodzianka*), więc większość z nas miała nadzieje na to, że lato nadejdzie w zeszłym roku. No i niemile polskie powiedzenie "Nadzieja matką głupich" odzwierciedliło się w jeszcze mniej milszym lecie. Ba! Było nawet gorzej niż we wspomnianym roku. Najbardziej deszczowe miesiące od niezliczonych lat, zimny wiatr oraz irytujący, plujący w twarz deszcz, elegancko zwany "Przelotnymi opadami". W Polsce powiedziano by, że to kapuśniaczek, ale w połączeniu z tutejszym porywistym wiatrem ta nazwa jest stanowczo za delikatna, więc odpada.

Dla niepocieszenia w tym roku jest zimno. Ale nie pada tyle co w zeszłym (jescze nie)...


Pamiętam, jak mieszkałam we Włoszech, w malowniczej Toskanii, gdzie sprzedawałam owoce i warzywa na głównym placu miasteczka o nazwie Pistoia. Kiedy było zimno ludzie przychodzili do mnie i mówili: "Ach che freddo!", co oznacza: "Ach jak zimno!". Kiedy było ciepło lub gorąco mówili "Ah che caldo!", czyli: "Ach jak gorąco!". A gdy było już bardzo gorąco, nie mówili nic, bo bez słowa smażyli się na swoich słonecznych plażach.
Niektóre kraje obdarzone są przyjemnym klimatem i latem które nigdy nie zawodzi. Często mieszkańcy tych krajów wykorzystają każdą okazję  aby to podkreślić zwłaszcza, gdy mieszkają za granicą w państwach, gdzie deszcz jest częścią pogodowej mantry.
W Wielkiej Brytanii rodzimi Brytyjczycy nie oszukują się co do rozbrykanej natury ich klimatu, jednak nauczyli się go akceptować. Czasami na niego klną, ale w większości przypadków sobie z niego żartują. W Polsce co to, to nie! Tu pogoda powinna być dobra na co dzień i nie łatwo godzimy się na dzień zdefiniowany chłodem, wiatrem czy deszczem. Lubimy skarżyć się na pogodę uważając, że Bozia nas pokarała srogą zimą, lub "wyjątkowo" deszczowym latem, a trzęsienia ziemi lub amerykańskie tornada to pikuś. 

Podsumowując moje doświadczenie z życia za granicą i porównując klimat Polski do innych krajów europejskich powiedziałbym, że przez większość czasu mamy raczej "dobrą" pogodę. Porządne cztery pory roku, (choć podobno już zanikają), a lata są świetne – przyjemne, niemal gorąco, ale nie wrząco jak na południu Europy. W zimie jest śnieg i ta część roku, mimo że nie lekka to według mnie przynajmniej ma charakter. Śnieg odbija się na niebie dając połysk jakiego próżno szukać na północnym zachodzie Europy. Czyż bym chwaliła się polską pogodą? No to chyba super, bo przez większość czasu skarżyłam się na klimat niezależnie od tego w jakim kraju mieszkałam.
Ale drążąc temat, a za razem od niego odbiegając; czy to nie jest tak, że to my tworzymy swoją własną pogodę (ducha)?
Ani politycy, ani 100 najbogatszych ludzi na świecie do tej pory nie może zmienić klimatu, dlaczego więc niektórzy z nas (włączając mnie) identyfikują się z pogodą ich krajów i zachowują się, jak by to miało być ich obowiązkiem aby było im przykro kiedy pogoda nie dopisuje (jak Anglicy) lub ogłaszają imponującą wysokość stopni Celsjusza (jak obywatele państw śródziemnomorskich). Ja akurat chyba robię i to i to.
Klimat, w którym dany naród żyje, nie jest ani jego zasługą ani winą. To bonus a
Schedule lbo mankament. Więc proszę, nie czujcie się winni, kiedy pogoda w waszym kraju jest nie taka „dobra” jak mówią „standardy”.

Półtora roku temu byłam na Islandii podczas Świąt Bożego Narodzenia. Przecież nie powiem że „pogoda mi nie dopisała” prawda? Wiało, padało, trzaskało mrozem, a ja bawiłam się wyśmienicie (w końcu byłam tylko pozytywnie nastawioną turystką!). Za to na ścianach budynków widziałam billboardy z reklamą wiodącej odzieżowej rodzimej marki o nazwie 66North, które pozdrawiały mnie adekwatnym do otoczenia mottem "Szanuj naturę, nie ma gwarancji, że ona cię będzie za to szanować"...

Ludzie władzy na naszym świecie są w stanie stworzyć pewien klimat gospodarczy (ktory jak to klimat, czasem pozostawia sobie wiele do życzenia), a ludzie z władzą nad swoim życiem mogą tworzyć pogodną atmosferę wokół siebie samych. I to bez względu na aurę. Czy to nie fajne?



*KINDER Niespodzianka - Kinder w języku angielskim = milsza

Mentioned advert of 66North






20/05/2013

Made in Poland - A stylish dress / Stylowa sukienka



My last post in April "Made in Bangladesh" was about clothing made in sweatshops and it was inspired by the awful tragedy in Bangladesh, where the building with garments clothing factories fell into ruin burying (now) over 1100 people.

Of course I am more than far away from making any real difference for such situations to never happen again, and I am not this kind of person who is willing to stay at the front door of a clothing shop to protest. I decided to make a tiny step in my life towards making a difference for this unresolvable (currently in my view) situation and my mom and I sewed a dress to fit me during my stay in Poland.
It's a very simple summer dress, made from polish silk from Milanówek, that my mum had in her cupboard for ages. The whole "process" took us four days due to misbehaviour (and stress of being out of practise in sewing) of our sewing machine, however eventually we made it!
Nobody died, nobody was exploited, everyone is happy and my beloved body will enjoy wearing the dress during this summer (and hopefully for longer).
And the money is saved in my pocket.
Ah, I also managed to sew two lovely scarves from the remaining fabric. One for me, one for my friend.
The only shame is, that the summer seems to be unwilling to arrive here in the UK.
However I decided to take some "summery" photos of me in the dress during my one day trip to Bournemouth over the weekend.

The dress is on my body, but the summer needs to be in my head!

*****

Other things we can do in order to decrease the amount of clothes we are buying from "unethical" producers are for example buying them in second hand shops.
I will also try to get something sew for me, when travelling to the 3rd world countries by local tailors. A man will have a job, I will have something unusual, not pricey and most importantly sew to my figure, not a manikin:)

I totally realise, that this is not so simple and it's tricky to get some locally-made clothes on and on demand. On the other hand it's always a contribution to the world and it feels great to be able to create, not reproduce.



WERSJA POLSKA / POLISH VERSION 




W ostatnim poście w kwietniu "Made in Bangladesh" pisałam o odzieży wyprodukowanej w tzw. sweatshops (azjatyckich szwalniach, gdzie ludzie pracują za minimalną krajową pensję, często w niedpouszczalnych dla człowieka Zachodu warunkach). Tekst był zainspirowany tragedią w Bangladeszu, gdzie prawie miesiąc temu zawalił się budynek z fabrykami odzieży zabijając (teraz już) ponad 1100 ludzi. 

Oczywiście, tak naprawdę mogę zrobić bardzo mało, aby przeciwstawić się temu systemowi i aby te sytuacje już nigdy się nie działy. Nie jestem również typem człowieka, który stanie pod sieciówką i zrobi protest. Nie mniej jednak zdecydowałam się zrobić maleńki krok, aby zrobić coś w tej jakże nierozwiązywalnej (jeszcze - w moim przekonaniu) kwestii. Mianowicie podczas mojego pobytu w Polsce uszyłam z mamą sukienkę. 

Ta bardzo prosta, letnia sukienka uszyta została z jedwabiu z Milanówka, który moja mama chomikowała w szafce przez wiele lat. Cała "operacja" zabrała nam cztery dni, a to dzięki krnąbrnej maszynie do szycia, która co chwilę coś knociła  (i stresowi wynikającemu z braku wprawy w szyciu), ale dałyśmy radę! 

Nikt nie umarł, nikgo nie wyzyskałam, wszyscy zadowoleni, a moje kochane ciało może się cieszyć nową szmatką podczas tego lata (i następnego mam nadzieję).

Pieniążki się też się zaoszczędziły i zostają w mojej kieszeni!

Ah, i zdołałam jescze uszyć dwa szale z pozostałego matriału. Dla mnie i dla koleżanki;)

Szkoda tylko, że tutaj w Anglii lata nie widać! Nie mniej jednak zdecydowalam zrobić sobie parę "letnich" zdięć w tej sukience podczas weekendowego jednodniowego pobytu w Bournemouth.

Sukienkę mam na ciele, ale lato muszę mieć w głowie!


*****

Innym pomysłem, na to co możemy zrobić, aby zredukować zakupy u "nieetycznych" producentów, to np. kupowanie w lumpeksach.
Myślę też o szyciu ubrań na zamówienie u lokalnych krawców, podczas podróży do krajów tzw "rozwijających się". Krawiec będzie miał pracę, ja coś oryginalnego, niedrogiego i co najważniejsze uszytego na moją figurę, a nie manekina:)

Zdaję sobie całkowicie sprawę, żę trudno będzie szyć sobie na zamówienie wszystkie części garderoby. Nie mniej jednak to zawsze jakiś wkład w to, aby świat był ciut lepszym miejscem na ziemi, i cudowne uczucie tworzenia, a nie powielania!


17/05/2013

Self expression - where does it come from? / Skąd pochodzi auto-ekspresja?



In my recent post "Coaching on the go" I was talking about self-acceptance of my writing skills. It was an outcome of my coaching session with my friend Agnieszka.

I was thinking about it over the last couple of days, also exchanged some ideas with a friend of mine, who even though an experienced writer claims to be constantly working on improving his writing skills, self expression in writing and being far away from mastery.

The whole brain storm on this subject led me to think what the self expression as such is and where does it come from. 
I allowed myself to be a bit philosophical about it and introduce you to my conclusion:)

To me, self expression is the energy we transmit in what we do, regardless if it's positive or negative. It comes from the connection to inner self and the stronger it is, the more self expression is in ones life. Not necessarily only by doing creative stuff, also for everyday life.

To be fair and brutally honest, this post is a part of my work on self-acceptance to my writing. I am learning how to keep it short, but at the same time transmit what I want to say and being understood. Sadly, my humour seems to refrain from my short posts ;(
But I will keep trying!



WERSJA POLSKA / POLISH VERSION 



W moim przedostatnim poście "Coaching w podróży" pisałam o samo-akceptacji w stosunku do mojego pisania. Był to wynik mojej sesji coachingowej z Agnieszką, albo raczej wniosek, do którego doszłam.

Myślałam o tym, przez ostatnie dni i również rozmawiałam o tym z moim znajomym, który mimo iż jest doświadczonym pisarzem, konsekwentnie pracuje nad ulepszeniem swojego stylu pisania, auto-ekspresji i przyznaje, że nadal jest mu daleko do mistrzostwa. 

Całe to rozmyślanie sprowokowało mnie do zastanowienia się, czym tak właściwie jest auto-ekspresja czyli wyrażanie siebie i skąd się bierze. 

Pozwoliłam sobie tutaj an trochę filozofii i chciałabym przedstawić wam mój wniosek:)

Dla mnie auto-ekspresja to energia, którą przekazujemy we wszystkim co robimy bez względu na to, czy są to rzeczy pozytywne lub negatywne. Pochodzi z połączenia z naszym wnętrzem i czym jest ono silniejsze, tym więcej auto-ekspresji w naszym życiu. Nie tylko jeśli chodzi o tworzenie, ale również o robienie rzeczy codziennych.

Będąc kompletnie szczera, ten post jest częścią mojej pracy nad akceptacją mojego pisania. Uczę się jak pisać krótko, ale tym samym konkretnie przedstawić co chcę przekazać i być zrozumianą. Niestety moje poczucie humoru wydaje się unikać moich krótkich postów! Będę jednak próbować :)

15/05/2013

I can't believe you never heard of Chełm! / Nie mogę uwierzyć, że nie znasz Chełma!

The title of this post of course is an irony. 9 of of 10 (or 9,5) that you've never heard of Chełm - small city near by eastern Polish border, almost touching Ukraine.
I was born in Chełm, grew up there, made my first true friendships, had my first boyfriends, smoked my first cigarette... 

I like Chełm, because it was "my" city. But when living there I disliked it too, because it was too small, boring and far away from the "Big World". 

In this post I would like to show you y warm feelings towards my hometown, as at the end there was my beginning :)
My mentioned feelings are as warm, as days, that I have recently spent in Chełm, what I decided to catch on photos. 
Very "emotionally" I will share those pictures with you today:)


********


Tytuł dzisiejszego posta, to oczywiście ironia. W angielskiej wersji napisałam, że pewnie nie znacie Chełma - naturalnie to dla osób pochodzących spoza Polski. Dla tych, którzy jednak nie kojarzą tego miasta, leży ono na wschodzie Polski w Województwie Lubelskim, niedaleko granicy z Ukrainą. 
Urodziłam się w Chełmie, tutaj dorastałam, zawarłam pierwsze przyjaźnie, przeżyłam pierwsze miłostki, zapaliłam pierwszego papierosa... 

Lubię Chełm, bo to "moje" miasto. Ale żyjąc tam, też go nie lubiłam, bo jest to małe miasto, nudne i daleko od "Wielkiego Świata".

W tym poście chciałabym się wam pokazać moje ciepłe uczucia, które żywię do Chełma, bo w końcu to tutaj był mój początek :) 
Wspomniane uczucia do mojego miasta są tak ciepłe, jak dni, które tam ostatnio spędziłam, co postanowiłam udokumentować robiąc mała sesje zdięciową Chełma. 
Nadzwyczaj uczuciowo podzielę się z wami więc fotografami z tej sesji ;)

One of the entries to Park "Na Górce"
The view from Park Górka
White Bear - symbol and guardian of Chełm
Former Military Church by Skorupki Street








Park by the Kamena Hotel





Park "Na Górce"

 Cemetery of Soldiers from WW2 (on of my favorite places to visit)
Park "Na Górce" (my favorite too)
Watchtower on a former military unit
A path by Rejowiecka Street
View on Basilica of St Mary
Basilica of St Mary
A lovely house by the Hrubieszowska Street





View on Lubeslka Street / Town Centre


A block of flats in residential area, where I grew up
Sunset in outskirts of Chełm

Feels warmer?

Cieplej?

12/05/2013

Coaching on the go / Coaching w podróży



Yesterday on my way to the airport I stopped in Warsaw to visit a friend of mine for a chat and most importantly to practice co-active coaching together. 
Agnieszka, my friend, is a qualified coach and is also currently in the process of certification for ICF (International Coaching Federation). One of the requirements for this  qualification is recorded account of a few coaching sessions which will be assessed by ICF's mentors. 

I met Agnieszka on Corporate Coaching course in London, where we studied together. We coached each other as a part of coaching practice. 
This time I was coached by Agnieszka. I chose to work on how to expand my blog and be able to reach more audience. She applied co-active coaching technique, which goes deeper into the coached subject and reveals underlying issues of which we may not be aware, but which can effectively stop us from achieving what we desire.
With regards to my goal of expanding my blog and reaching more audience it looks like I need work on the self-acceptance of my writing skills. I like what I write about but would love to explore more challenging topics. This, however, seems to appear more difficult than I would wish for. As you can see there is always something to work on. 



WERSJA POLSKA / POLISH VERSION



Wczoraj w drodze na lotnisko zatrzymałam się w Warszawie, aby odwiedzić moją koleżankę, porozmawiać, ale co najważniejsze aby poćwiczyć razem coaching co-aktywny.
Moja koleżanka, Agnieszka jest kwalifikowanym coachem, a obecnie jest w trakcie certyfikacji ICF (International Coaching Federation). Częścią tego procesu jest nagranie kilku jej sesji coachingowych i przesłanie ich do sprawdzenia przez mentorów ICF. 

Poznałam Agnieszkę podczas jednego z seminariów w Londynie, kiedy to razem studiowałyśmy Corpoarate Coaching. Ćwiczyłyśmy również coaching, nawzajem się "coachując". (Tak na marginesie, przydałoby się wymyślić jakiś odpowiednik w języku polskim dla słów "coachować" i "coaching"). Na razie pozwólcie, iż pozostanę przy tym obco brzmiącym terminie.
Tym razem to Agnieszka mnie "coachowała". Zdecydowałam, że będę pracować nad tym, jak zdobyć więcej czytelników mojego bloga. Moja koleżanka zastosowała tzw. Coaching Co-aktywny, który to "drąży" głębiej dany temat ujawniając ukryte blokady, których możemy nie być do końca świadomi, a które mogą skutecznie przeszkadzać w osiągnięciu założonych celów. 
Co do mojego celu, zdobycia większego grona czytelników, tą ukrytą blokadą okazał się poziom samoakceptacji, nad którym powinnam popracować. Już wyjaśniam - lubię to, o czym piszę, ale chciałabym poruszać bardziej kontrowersyjne tematy. To jednak wydaje się trudniejsze niż myślałam. Jak widzicie zawsze znajdzie się coś, nad czym jeszcze trzeba popracować.
 

08/05/2013

No Greater Ally - Book Review / Recenzja Książki

 No Greater Ally: The Untold Story of Poland's Forces in World War II


Today is the WW2 Victory Day, also known as VE Day.
Due to this fact I would like to post a review of one of the most interesting books I've read on the history of WW2. I found it especially moving as it talks about the much underestimated role of the Polish Army on the battlefields and in the allied victory of World War 2. 
It is not easy to recommend a book which glorifies the involvement of a nation in a certain historic event when one is a member of this nation. Especially in regards to World War II emotions take over and it’s difficult to remain impartial, as every nation has its ‘own version of history’. Nonetheless I would like to give it a go.   

Last year I read “No Greater Ally: The Untold Story of Poland's Forces in World War II" by Kenneth K. Koskodan (an American with Polish ancestry) and it was the first book on WW2 which was both engaging and extremely enjoyable, like a good novel. I couldn’t put it down and waited with anticipation to the next chapter. 

The book gives an account of true events involving Polish forces during the War, which are underrated or completely ignored by the official history records. The stories are mainly based on the reports of Polish veterans who survived as they managed to flee Poland before the end of the war. Their stories are heartbreaking, incredible and astonishing. I also learnt about certain events of which I have never heard before, as they are not recorded in any sources.   


Most of reviews of this book I have read on line are very positive and personal, often marked by the readers’ connection to the subject either through personal interest or due to their family members’ involvement in the events. I also noted some criticism of the author by a Canadian reader, who claims that some facts quoted in the book are inaccurate, which I respect and take into consideration. The Canadian reader points out factual errors which refer to some events from the Battle of Britain and D-Day. He also criticises ‘Americanised’ names of military units. As English isn't my first language and I didn't study history in any English speaking country I haven't noticed the difference. I would personally add though, that there is numerous repetition of information which creates a bit of chaos in keeping the timeline. On the other hand repetition as such can be positive as it helps to remember details from previous chapters. What regards the factual errors, well, even the most prestigious publications on history or the Media are not free of them. I therefore don’t consider all I read as ultimate truth but rather another source worth exploring. 


The same review says that "The book falls into the category of historic accounts which present Poland as a victim and a martyr, and lacks any critical examination of mistakes on the military and strategic level. May be so, to some extent. It is, however, the ‘untold story’, as the title states, which aims to give justice to unimaginable heroic actions of those who wanted to share it with the readers. It is not factual historic literature written by a historian whose intent is to clarify and examine Polish Army's mistakes and achievements. I agree that the book clearly glorifies the role of Poles in WW2 and doesn’t criticise them for mistakes they may have made, but I dare to say that Poles as a nation condemn themselves enough for both the past and the present. We have a tendency to beat ourselves up over anything and everything. 


In my opinion this book gives Poles recognition and respect they deserve in world’s history. It’s very refreshing, motivating and uplifting. The are many nations that suffered in various world conflicts and their fight for freedom has not been recognised. This book helps to bridge just one of the gaps.  


All together a very good read for Poles, those with Polish roots and anyone who is simply interested in the history of WW2 in that region.
 




WERSJA POLSKA / POLISH VERSION



Dziś jest Dzień Zwycięstwa II Wojny Światowej. Z tej okazji chciałabym przedstawić Wam moją opinię o jednej z najbardziej interesujących książek z zakresu historii II WŚ, pt "No Greater Ally" Kenneth'a K. Koskodan'a. Książka ta, jest szczególnie poruszająca, poniewąż dotyka tematu powszechnego niedocenienia wkładu polskich armii w zwycięstwie II Wojny Światowej.


Nie jest łatwo polecić książkę, która glorifikuje wkład narodu w pewne historyczne wydarzenie należąc do niego. Szczególnie, gdy jest to II Wojna Światowa. Trudno jest być obiektywnym, bo emocje biorą górę, a kierowanie nimi wymaga jeszcze większej wrażliwości. Każdy bowiem naród ma swoją „własną” historię II Wojny Światowej.

Nie mniej jednak chciałabym spróbować. 
Przeczytałam „No Greater Ally” napisaną przez Kenneth'a K. Koskodan'a (jest to Amerykanin z polskimi korzeniami) w zeszłym roku i była to pierwsza książka o temetyce II WŚ, którą pochłonęłam jak powieść lub nowelę; nie mogłam się doczekać, o czym będzie następny rozdział.

Książka prezentuje prawdziwe opowieści o polskich siłach wojskowych i partyzanckich walczących w tej wojnie na różnych frontach, które są znacząco zaniżone lub w ogóle ignorowane poprzez oficjalne źródła historyczne na świecie. Opowieści te, są przede wszystkim oparte na wspomnieniach weteranów, którzy przeżyli wojnę, ponieważ zdążyli bądź zdecydowali się uciec z Polski pod koniec wojny. Wspomnienia te przeszywają serce, są niewiarygodne i zatrważające.

Dowiedziałam się też z nich o pewnych obyczjowych sytuacjach, o których nie miałam wcześniej pojęcia, ponieważ na próżno szukać ich w oficjalnej literaturze historycznej dotyczacej tego okresu.

Większość recenzji tej książki, które znalazłam w internecie są pozytywne i osobiste. Często naznaczone są one emocjonalną przynależnością do tematu, choćby z tego wzglęu, iż np. przodkowie niektórych czytelników brali czynny udział w II WŚ. Pojawia się też krytyka autora za błędne przedstawianie niektórych faktów, szczególnie podkreślone w jednej recenzji z Kanady. Zwraca ona uwagę na błędy, które według autora recenzji powinny zostać edytowane podczas publkacji takie jak np. niektóre sytuacje z Bitwy o Anglię oraz zarzuca „Amerykanizmy” w nazewnictwie jednostek wojskowych. Z racji tego, że angielski nie jest moim językiem ojczystym oraz nie uczyłam się historii w krajach anglo-języcznych nie zwróciłam na to uwagi. Od siebie jednak dodałabym, że niektóre wzmianki powtarzają się, co obnaża chaotyczny czasami tok autora podczas pisania tej publikacji.

I tak widzę to w pozytywnym świetle, ponieważ to powtarzane wzmanki w sposób naturalny przypominały mi, o czym już czytałam w poprzednich rozdziałach. Dzięki temu  łatwiej zapamiętywałam fakty, o których już wcześniej czytałam. Natomiast co do błędów w przedstawianiu faktów, to wiele takowych jest często robionych w popularnej literaturze historycznej i mediach. Dlatego nie wszystko, co czytam traktuję jako totalną i niepodważalną prawdę, tylko jako następne źródło wiedzy, z którym warto się zapoznać.

Ta sama recenzja mówi również, że książka ta „włącza się do kategorii historii, które ukazują Polskę jako ofiarę i męczennika oraz abstrahuje od krytyki błędów i błędnych osądów na poziomie strategicznym i militarnym”. Zgadza się, ale tylko do pewnego stopnia. To jest „niewypowiedziana historia” (jak sam tytuł mówi) przez jej uczestników o ich niewyobrażalnych i heroicznych czynach, którymi chcieli się podzielić ze światem. Nie jest to książka napisana przez historyka, którego intencją byłaby obiektywna ocena sukcesów i porażek Polskiej Armii. Zgadzam się, że książka jasno uwydatnia rolę Polaków w II WŚ i nie kwestionuję błędów, które popełnili. Nie mniej jednak, Polacy potrafią być krytyczni wobec siebie, paradoksalnie aż do tego stopnia, że nie łatwo jest im siebie docenić.
 

Moim zdaniem ta książka oddaje Polakom uznanie i szacunek w światowej historii, na który bez wątpienia zasługują. Jest „odświeżająca” i śmiało mogłaby posłużyć Polakom jako motywacja do wskrzeszenia wiary w siebie.



Wiele narodów na ziemi ucierpiało i nadal cierpi z powodów światowych konfliktów lub wojen, a ich rola w walce o wolność też nie zostaje doceniona. Polska jest tylko jednym z tych krajów, a ta książka pomaga przybliżyć ten temat na poziomie osobistym.



Bardzo dobra lektura dla Polaków, osób z polskim pochodzeniem czy kogoś, kto po prostu jest zainteresownay rolą Polaków w historii II WŚ. 

Niestety nie udało mi się doszukać polskiego wydania tej książi. Jeśli takowe nie istnieje polecam ją tym, którzy chcą (lub potrafią) czytać po angielsku.

06/05/2013

The Wood / Las

Yesterday, I went for a walk to a wood with my mum. For me, it's an unusual wood, because is in my hometown and surely it was the first one I've ever been to when I was a kid.

********
Wczoraj byłam na spacerze w lesie z moją mamą. Jest to las dla mnie niezwykły, bo znajduje się w moim rodzinnym mieście i pewnie był to pierwszy las, który poznałam jako dziecko.



 
Apart from fresh air and singing birds the wood gives me peace of mind and this wonderful feeling, that a moment is the only thing that counts.

********

Oprócz świeżego powietrza i śpiewu ptaków las daje mi także wyciszenie i to piękne wrażene, że liczy się tylko chwila.




For most of us it's obvious, that the wood is a place of integration with nature and metaphoric symbol of fairy tells or "scary" stories for naughty kids.

********
To, że dla wielu z nas las jest miejscem zespolenia z naturą, metaforycznym symbolem bajek lub historii "strasznych" opowieści dla niegrzecznych dzieci jest dla wielu z nas oczywiste.





But to me, the wood also makes me think about a crime and mystery. In Poland for example, numerous battles and war murders were commited in the woods. I have a reason in mentioning this. In the wood on these photos there is a place of war crime. During WW2 Nazis exterminated here war prisoners from POW Camp, which existed on territory of Chełm. There were Soviet, Polish, Italian soldiers and others. 
 
Wood "covers" those events and neutralise them with silence. The energy of the woods needs to be respected and  taken as it is.

********

Mnie również las kojarzy się ze zbrodnią i tajemnicą. W Polsce np wiele bitew i morderstw wojennych zostało popełonionych w lasach. Mam cel, w przywołaniu tych skojarzeń. W tym lesie istnieje miejsce straceń, kiedy to Hitlerowscy Niemcy w czasie II Wojny Światowej eksterminowali więźniów z obozu jenieckiego, który znajdował się na terenie Chełma. Byli to żołnierze Sowieccy, Polscy, Włoscy i innych narodowaości. 
 
Lasy kryją swe "złe" zdarzenia i neutralizują je ciszą. Energię lasu, trzeba szanować i przyjąć jaką jest.



 And what does wood mean to you? 

******

Co znaczy dla was las? 
 

Photos taken in polish wood called "Borek" (Chelm - Poland)

Zdięcia zrobione w lesie "Borek" (Chelm - Polska)