29/11/2013

Let's do thanksgiving / Zagrajmy we wdzięczność


Funny enough in my recent post I was writing about gratitude based on “The Magic”, continuation of “The Secret”, and didn’t realize that yesterday was the American Thanksgiving Day. 
Although celebrated in a few other countries on different dates in October and November I guess the one in US has the meaning in the Western Culture. It’s the celebration to give thanks for the blessings of the harvest and for the preceding year, but regardless of where it’s observed it’s always a good idea for everyone to give thanks for anything in our lives that we appreciate.

The gratitude has been on my mind a lot recently due to reading “The Magic”. Last couple of days I struggle a bit to think thoughts of gratefulness, as some things in my life bother me and it’s just so easy to swing into angry or negative thinking. I do however, try get to back on track and concentrate on positive things at the moment, rather than the fewer negative encounters.

Using the Thanksgiving Day as an excuse I decided to share with you a few quotes about thanksgiving which I found inspiring:


"Gratitude is the sign of noble souls." - Aesop

"Be thankful for what you have. Your life, no matter how bad you think it is, is someone else's fairy tale."
- Wale Ayeni
 

"If a fellow isn't thankful for what he's got, he isn't likely to be thankful for what he's going to get." - Frank A. Clark
 
"Be thankful for what you have; you’ll end up having more. If you concentrate on what you don’t have, you will never, ever have enough."
- Oprah Winfrey

 

Whom to whom, but it’s worth to listen to Oprah. Her life wasn’t all roses, however she became one of the most powerful women. A woman with the millions on her bank account, I’d like to add ;)

I’ll also throw in my own quote: “Be grateful for the weekend!” ;)
Mine is going to be busy, productive and entertaining. More about it in my Sunday post!



WERSJA POLSKA / POLISH VERSION



Tak się zabawnie składa, że w moim ostatnim poście pisałam o wdzięczności w związku z książką pt "Magia", którą obecnie czytam, a nie zoriantowalam się, że wczoraj było amerykańskie Świeto Dziękczynienia jak najbardziej z wdzięcznością związane. 
Mimo, iż święto to obchodzone jest w kilku krajach na przełomie października i listopada to chyba to amerykańskie najsilniej zaznaczyło się w kulturze Zachodu. Jest bowiem wyrazem podziękowania za błogosławieństwo zbiorów oraz nadchodzącego roku. Nie mniej jednak, gdziekolwiek obchodzone zawsze może być świetną okazją dla wszystkich do podziękowania za to, co w naszm życiu doceniamy.

Wdzięczność przewija się przez moje myśli, przede wszystkim dlatego, że obcenie czytam "Magię". Mimo tego, w ostatnich paru dniach praktykowanie wdzięczności przychodzi mi trochę trudniej, ponieważ pewne rzeczy nie układają się po mojej myśli. Jak wiadomo nie trzeba dużo, aby wpaść w wirek (na szczęście dla mnie w tym momencie tylko wirek:) negatywnych myśli. Tak czy siak, staram się szybko wrócić na własciwy tor i skoncentrować się na rzeczach pozytywnych, których w moim w życiu jest zdecydowanie więcej.


Wykorzystując więc Święto Dziękczynienia jako pretekst chciałabym podzielić się z wami kilkoma sentencjami odnośnie wdzięczności, które mnie zainspirowały:


"Wdzięczność jest znakiem szlachetnych dusz." - Ezop

"Bądź wdzięczny za to, co masz. Twoje życie, bez względu na to, jak źle o nim myślisz, jest dla ktoś innego bajka."- Wale Ayeni


"Jeśli człowiek nie jest wdzięczny za to, co on ma, jest prawdopodobne, ze nie bedzie wdzięczny za to, co dostanie"- Frank A. Clark

"Bądź wdzięczny za to, co masz, a będziesz mial jeszcze więcej. Jeśli koncentrujesz się na tym, czego nie masz, nigdy, nie bedziesz bedziesz mial wystarczajaco".- Oprah Winfrey

Kogo jak kogo, ale Oprah warto posłuchać. Jej życie nie było usłane różami, a jednak stała się jedną z najbardziej wpływowych kobiet na świecie. Kobiet z milionami na koncie, dodam ;)

Ja również mam dla was na zakończenie moją własną sentencję: "Bądź wdzięczny za nadchodzący weekend!";)


Mój zapowiada się produktywnie i rozrywkowo. Więcej o tym już w niedzielnym poście!

27/11/2013

The Magic - Book Review / "Magia" - Krótka recenzja książki


I bet that some of you, or maybe most of you have heard about a book or a movie called “The Secret”. I watched the movie years ago, enjoyed it and forgot about it. Recently I bought the book, which I also read enjoyed it and… 
 
I bought it along with another book titled “the Magic” by the same author, Rhonda Byrne, and my conclusion is that anyone interested in reading “The Secret” should start from “The Magic” first.

“The Magic” in my view works on the basics of the positive thinking. What I mean by this is that it rewires the concept of our thinking patterns. The whole book encourages and joyfully inspires to develop gratitude for everything we already have in our lives: our body, mind, possessions, people, situations and so on.

It claims that more grateful we feel for what we have, the more of it we receive. It contains simple exercises at the end of each chapter to reinforce the gratitude thoughts. 

The book also fairly points out, that no matter how bad the things are, there is always something to be grateful for. In fact, the more you think about what’s good in your life, the more things to be grateful for you discover. To me it’s almost like a domino effect in a very positive meaning.

To some of us all this may sound a bit wishy-washy and not an easy approach to develop, especially in some complex situations in our lives. That’s understandable. Nevertheless, I have almost finished reading this book and started practicing gratitude. I can already see some changes in my thoughts and I can say for sure that it makes me feel very good.

Regardless, it’s never a bad thing first to notice what we normally take for granted and then feel grateful for it. Do not only be grateful as our language suggests. Feel grateful. That's the whole point.




WERSJA POLSKA / POLISH VERSION



Założę się, że niektórzy z was, a może i większość słyszała o książce lub filmie pt. "Sekret". Obejrzałam owy film parę dobrych lat temu, podobał mi się, ale jakoś o nim zapomniałam. Ostatnio kupiłam wspomnianą książkę, przeczytałam ją, podobała mi się i...

Kupiłam ją wraz z inną książką zatytuowaną "The Magic" czyli po prostu Magia tej samej autorki Rhondy Byrne i szybko doszłam do wniosku, że ktokowiek jest zainteresowany przeczytaniem "Sekretu" zdecydowanie powinien zacząć od "Magii".

"Magia" w moim przekonaniu prowadzi nas poprzez podstawy pozytywnego myślenia. Mam na myśli to, że tak jakby resetuje/przetwarza koncept naszych wzorców myślenia. Cała książka zachęca i radośnie inspiruje do rozwijania wdzięczności za wszystko to, co już w naszym życiu mamy: nasze ciało, umysł, nasze własności, ludzi, sytuacje i tak dalej.

Twierdzi, że im bardziej czujemy się wdzięczni za to co mamy, tym więcej tego otrzymujemy. Na końcu każdego rozdziału są w niej proste ćwiczenia na wypracowanie oraz wzmocnienie poczucia wdzięczności. 
Książka również całkiem właściwie wskazuje, że jakkolwiek źle w naszym życiu by się nie działo, zawsze znajdzie się coś, za co można czuć wdzięczność. Istotnie, im więcej myślisz o tym, co jest w twoim życiu dobre, tym więcej rzeczy za które chcesz być wdzięczny odkrywasz. Dla mnie to jest jak efekt domino w bardzo pozytywnym znaczeniu. 

Dla niektórych z nas może to brzmieć trochę jak bla-bla lub trudne podejście do wypracowania, szczególnie w skomplikowanych sytuacjach mających miejsce w naszym życiu. To zrozumiałe. Niemniej jednak zadecydowałam praktykować wdzięczność od początku czytania książki, którą notabene już prawie kończę. Spostrzegłam już różnicę w moich myślach i mogę z pewnością przyznać, że bardzo dobrze się z tym czuję. 

Bez względu na to, co mówi książka nie ma przecież nic zdrożnego w dostrzeganiu tego, co normalnie przyjmujemy za rzecz oczywistą i poczuć się za to wdzięcznym. Nie tylko być wdzicznym jak sugeruje nam nasz język. Trzeba wdzięcznym się czuć. Na tym polega cała sztuka. 


*Opisana książka chyba jeszcze nie została wydana w języku polskim. Mam nadzieję, że stanie się to wkrótce! Na razie polecem ją tym, którzy mogą skorzystać z wersji angielskiej.

24/11/2013

Something extra to love - Frederik / Coś ekstra do kochania - Frederik


This little, sweetest creature is another reason for me reporting to be recently very busy. 

His name is Frederik and he has become my kitten exactly four weeks ago. I got him through my dear friend Louise who is a social worker and looked after a family who did want to give him away - apparently he was named Chocca-Mocca before (!).
Frederik was meant to be. He adapted to my place with no time whatsoever and captured our hearts straight away. Frederik is exceptional indeed. Friendly and simply charming. I have then something extra to love.

*****

To małe, słodkie stworzenie jest jeszcze jednym powodem, dla którego jestem ostatnio bardziej zajęta. 

Ma na imię Frederik i stał się moim kotkiem dokładnie 4 tygodnie temu. Dostałam go poprzez moja przyjaciółkę Louise, która jest pracownikiem socjalnym i opiekowała się pewną rodziną, która ktoka chciała oddać - notabene zwanego wcześniej Chocca-Mocca(!)

Frederik musiał mi być przeznoaczony. Zaadoptował się w moim domu dosłownie od razu i podbił nasze serca. Wyjątkowy bowiem jest ten Frederik. Przyjazny i po prostu pieszczotliwy. Mam więc coś ekstra do kochania.







Photos taken by my friend Stephen Virgo. 

Thanks Steve! xx

22/11/2013

Music, animals, dance and...men / Muzyka, zwierzęta, taniec i... mężczyźni



I will start today with a big question; what is important to you in life? I'll narrow it down though; what is important to you in life at the moment?

As these things obviously change depending on what's going on in our lives. If I was to answer this question today I'd say: music, animals, dance and...men.

Curiously I haven't written anything yet on those topics here on my blog. Why do I wonder about it in the first place?


Well, I like to know what it is that makes me tick, so I can reach for it pretty much at any time I want and therefore enjoy my life even on a bad day.

Music makes me feel connected both to myself and most importantly to others. I have the highest respect for people who make music and I immediate take to those, who introduce me to so called “good music”. If I was looking for a way to get through to a person I don’t get on very well, I’d try to do that through the music we both appreciate.


Animals simply give me joy, I love the way they are in sync with the world and (if domestic) with the human.

Dance is also a kind of connection. In this instance a very personal one. I do connect selfishly only to myself and haven't developed (or maybe haven't met anyone) yet whom I could truly connect with though dancing. It's my romance with myself.

And men? They are simply cool. When they joke, they see things differently and they upset me cause they are not as "perfect" as for some mysterious to me reasons, I believe they should be. I am happy to see that I have lots of male friends present in my life that I manage to maintain long term relationships with, bashing against the traditional judgement that a friendship between a man and a woman isn't possible. Maybe it's not. Maybe it's never meant to be a friendship. Maybe it's meant to be a rapport leaned on desire that if, wisely guided, is there to inspire and learn from each other? 


Life needs to be celebrated as we have only one. That's why in the Codex of Margarita it is mandatory to make sure, that one knows what it is that energise them, so that they can keep moving forward with a big smile on their face and the middle finger up towards the miserable moments;)
 


WERSJA POLSKA / POLISH VERSION  



Dzisiaj zacznę od pytania rzeka; co jest dla was ważne w życiu? Postaram się jednak je trochę zawężyć; co jest dla was ważne w obecnym momencie waszego życia?

Oczywiście rzeczy te zmieniają się w zależności od tego, co dzieje się w naszym życiu. Jeśli miałabym na to pytanie odpowiedzieć dziś byłyby to: muzyka, zwierzęta, taniec i... mężczyźni.

Ciekawe jest to, że do tej pory jeszcze nic na te tematy na blogu nie pisałam. W ogóle dlaczego się nad tym zastanawiam?

Lubię upewnić się co takiego mnie porusza, aby móc po to sięgnąć praktycznie kiedykolwiek mam na to ochotę i przez to cieszyć się życiem nawet podczas tzw. "złego dnia".

Muzyka sprawia, że czuję siebie i co najważniejsze również innych. Mam najwyższy szacunek do tych, którzy muzykę tworzą i od razu czuję sympatię do tych, którzy zapoznają mnie z tzw. "dobrą muzyką". Jeśli chciałabym się porozumieć z osobą, z którą nie bardzo mi po dordze próbowałabym zrobić to poprzez muzykę, którą oboje lubimy.  

Zwierzęta po prostu mnie cieszą. Uwielbiam też jak potrafią się synchronizować ze światem i (jeśli mowa o tych domowych) z człowiekiem.  

Taniec za to jest dla mnie jakimś szczególnym rodzajem połączenia z samą sobą. W tym przypadku jest to połączenie bardzo osobiste. Egoistycznie łączę się poprzez taniec tylko ze sobą i nie rozwinęłam (lub też jeszcze nikogo nie spotkałam) z nikim prawdziwego połączenia się poprzez taniec. To mój romans ze sobą.

A mężczyźni? Po prostu są cool. Kiedy żartują, widzą świat inaczej i kiedy mnie denerwują, bo nie są tacy "perfekcyjni" jak z jakiś mistycznych dla mnie powodów wydaje mi się, że być powinni. Cieszę się na myśl, że mam wielu kolegów facetów w moim życiu, i że udaje mi się tę przyjaźń z nimi na dłuższą metę utrzymać, tym samym dając policzek powszechnemu stwierdzeniu, że przyaźń między mężczyzną, a kobietą nie jest możliwa. Może i nie. Może jednak to nie ma być przyjaźń. Może to ma być raport oparty na pożądaniu, który jeśli mądrze sterowany inspiruje i pozwala się wzajemnie od siebie uczyć? 

Życie trzeba świętować, bo mamy je tylko jedno. Dlatego w Kodeksie Margarity konieczne jest upewnić się, co takiego nas energetyzuje, abyśmy mogli iść do przodu przed życie z  wielkim uśmiechem na ustach i wysuniętym środkowym palcem w stronę dołujących chwil;)

19/11/2013

Busy Days Fever / Szaleństwo gorączkowych dni


Without being too down about it I must confess that I have almost abandoned writing on my blog this week. This is not due to deficit of inspiration or a lack of ideas about what to post, but simply due to lack of time. As this month seems to slip through my fingers and I can feel December approaching my life becomes busier than at any other time of the year. 
There is nothing particularly special about December, despite Christmas, which overwhelms the whole month and whether we like it or not dictate our actions, provokes consumerism, and ironically generates worries about how to get through this special time of year. 

I find myself enjoying the craziness of busy days in my life at the moment. Arranging the Christmas do for our InterNations community in Brighton (What is InterNations?) which I am looking forward to, planning food menu for the home Christmas dinner, organising a trip to Scotland for New Year’s Eve and working on my travel plans for 2014 as I promised myself to visit at least one country outside of Europe each year.
Don’t get me wrong, I don’t mind visiting places here in Europe which I haven’t been to, but I’d rather go far away and leave exploring this continent for the future when I have a family, a dog and a jeep that I can rock ‘n’ roll with. Another option is to leave visiting Europe to when I am old and tired. This is supposing that I am going to live here, but this is not my plan - I was rather planning on dying in South America (if my destiny doesn’t mind!), and noway I plan on feeling tired or old at any point in my life. 

Without boasting I feel as I am on the right path to achieve that. I am exercising regularly, eating well (at least trying to), keeping my mind active (that’s other reasons for being so busy) and I am doing all this while still enjoying it, which is the basic law of success in any field. The most important thing though is to think stuff that makes you feel good and deal with negative thoughts and sensations as quickly and as efficiently as possible. This is hard, but possible. Appreciate what’s here instead of digging around for what’s not. Swap planning on Christmas gifts to thinking about your feelings towards the people you buy them for, think nice thought about others and learn to appreciate yourself. Be a gift to yourself this Christmas before you plan them for others in detail.



WERSJA POLSKA / POLISH VERSION



Nie chciałabym zaczynać negtywnie, ale muszę przyznać, że prawie "odpuściłam sobie" pisanie bloga w tym tygodniu. Bynajmniej nie ze względu na deficyt inspiracji lub ciekawych pomysłów na posty, tylko z prostego powodu, jakim jest brak czasu. Listopad zdaje się mi przeciekać przez palce, a zarazem czuję już grudzień na plecach. Sprawia to, że jestem więc jeszcze bardziej zajęta niż w innych porach roku.
W grudniu samym przez się nie byłoby nic specjalnego gdyby nie Święta Bożego Narodzenia, które praktycznie pochłaniają cały ten miesiąc i czy nam się to podoba czy nie dyktują nasze czyny, zmuszają do konsumpcji ponad normę oraz jak na ironię stwarzają niepokoje, jak spędzić ten przecież tak wyjątkowy dla większości z nas czas.

Osobiście lubię szaleństwo ferroru, w jakim się obecnie znajduję; organizacja przyjęcia świątecznego dla InterNations (co to jest InterNations?), którego już nie mogę się doczekać, rozpatrywanie opcji menu na domową Wigilię, przygotowywanie się do wyjazdu do Szkocji na Sylwestra oraz planowanie podróży na rok 2014 zgodnie z moim postanowieniem, że każdego roku odwiedzę przynajmniej jeden kraj spoza kontynentu. 

Proszę nie zrozumcie mnie źle, oczywiście zależy mi na zobaczeniu europejskich miejsc, w których jeszcze nie byłam, ale wolę raczej pojechać gdzieś daleko i zostawić nasz piękny kontynent do czasu, kiedy będę miała rodzinę, psa i jeepa, którym mogłabym ją podbijać. Inna opcja to zostawić Europę do czasu, kiedy będę stara i zmęczona. Oczywiście zakładając, że nadal będę tutaj mieszkać, aczkolwiek nie zamierzam ani jednego, ani drugiego. Planowałam raczej umrzeć w Południowej Ameryce (jeśli moje przeznaczenie na to pozwoli ;) i bynajmniej nie czuć się w tym czasie ani stara ani zmęczona.

Bez zbędnego chlubienia się czuję, że jestem na właściwej drodze. Regularnie ćwiczę, odżywiam się zdrowo (przynajmniej się staram), ruszam szare komórki (są to oczywiście dodatkowe powody, dla których jestem zajęta) i robię to wszystko z przyjemnością, co jest niezbędne w powodzeniu jakiego kolwiek przedsięwzięcia. Nie mniej jednak najważniejszą rzeczą w tym wszystkim jest, aby myśleć tak, żeby się dobrze czuć i rozprawiać się z negatwnymi myślami i sensacjami najszybciej jak się tlyko da. Nie jest to łatwe, ale możliwe. Docenić co się już ma niż drążyć, to czego nie. Zamienić planowanie prezentów świątecznych na refleksję o uczuciach jakie mamy do tych, dla których je kupujemy, myśleć o rzeczach miłych, docenić innych i siebie. Stać się prezentem dla samego siebie zanim konkretnie zaplanujemy te święta dla innych.

15/11/2013

You gotta fight for your right... to fight / Walcz o prawo do... walki ;)


Who likes to fight with the people? A very few would admit they do, but it seems like most of us are so used to arguing from early age that we don't even realize how easily we can get into one.

Arguments in the family for example are something we often have to live with, quite tricky to avoid. Those with friends or any other people in our lives give us more freedom on deciding how far we get into the conflict and if we are happy to proceed with the relationship that suffers the crisis anyway. As my life is dominated by the people who I am not biologically connected with, I am going to cheekily avoid a debate on conflicts with the family members. Also, Friday night is not the time for heavy psychology lesson!


I would love to say, that I don't like arguing and without a deeper thought I'd say it's true. However, zooming into this statement I have to say, that the truth is slightly opposite. I like a clever debate, when both sides are exchanging their thoughts on a moderate frequency and with a reasonably strong dose of emotion.

I experienced those, they are obviously possible and often they bring the two parties even closer together. 
However many discussions if not handled in an extremely careful manner turn into disputes with a rather uncomfortable ending and hardly with a sensible agreement. Not nice, but in my view also a good opportunity to get to know the other person and yourself better. 

I normally tend to recognize my mistakes as far as I can and quite obviously see them. I am not perfect and can't be truly objective when it comes to my weaknesses but I do make an effort in admitting them. I used to very often take half of the blame  myself when being in the conflict with someone just basing this on my imaginary theory, that I must have been the one who created it. I therefore tried to be a “good person” to everyone I would fall out with and condemn myself for getting into this. I suffered a bit  more, other times less but eventually got over the issue and moved on.

I am still a strong believer, who thinks that one should always try to make peace with the people and try not to create problems if unnecessary. That’s lovely but in the theory. In practice conflicts of interests, personality clashes, debates, arguments disputes, you name it are part of our lives and sadly or not always will be. It’s the nature and as long as it’s not turning too nasty it's a clearing the air.

I am not condemning only myself for all fall outs with people anymore. I’ll go even further and say that sometimes it’s worth to get pissed off on someone. The energy of the upset can remind you of your strenghs and directed in the right way will give you the power to work on the faults in a relationship. 




WERSJA POLSKA / POLISH VERSION




Kto z nas lubi się kłócić? Parę osób odpowiedziałoby na to pytanie twierdząco, jednak wydaje się iż większość z nas jest przyzwyczajona do kłótni od dziecka i nawet nie zdajemy sobie sprawy jak łatwo jest się w nie uwikłać.

Spory np. te w rodzinie zdarzają się często i są trudne do  uniknięcia. Te z przyjaciółmi lub znajomymi dają nam trochę więcej wolności w zadecydowniu jak daleko możemy posunąć się w danym konflikcie i czy chcemy kontynuować relację, która przechodzi przez kryzys. Tak się składa, że moje życie jest zdominowane przez ludzi, z którymi nie jestem biologicznie spokrewniona, dlatego w tym poście postanowiłam nie rozwodzić się na temat konfliktów rodzinnych.  

Chciałabym stwierdzić, że kłócić się nie lubię i bez głębszego zastanowienia się  powiedziałabym, że to prawda. Nie mniej jednak przyglądając się temu stwierdzeniu z bliska jest raczej odwrotnie. Lubię mądrą, stymulującą debatę, gdzie obie strony wymieniają się swoimi poglądami na "umiarkownej częstotliwości" z dawką rozsądnej emocji.  

Doświadczyłam takowych, oczywiście są one możliwe i nawet potrafią jeszcze bardziej przybliżyć obie strony do siebie. 
Jednak wiele sprzeczek jeśli prowadzych nie ostrożnie przemienia się w kłótnie z raczej przykrym zakończeniem i bardzo rzadko przy rezolutnej zgodzie. Nie fajnie, ale nie wątpliwie jest to możliwość na lepsze poznanie siebie, oraz osoby z którą owy spór miał miejsce. 

Osobiście staram się przyznawać do moich błędów, oczywiście na tyle na ile je dostrzegam. Nie jestem doskonała i nie mogę być obiektywna co do moich wad. Kiedyś w konfliktach brałam na siebie połowę winy opierając się na wyimaginowanej teorii, że to muszę być ja, co dany konflikt stworzyła. Starałam się więc być "dobrą osobą" dla wszystkich, z którymi zdarzyły mi się te nieprzyjemne scesy i się za to potępiałam. Cierpiałam, czasem więcej, czasem mniej, w końcu zapominałam i ruszałam do przodu.

Wyznaję również, że zawsze powinnyśmy dążyć do harmonii z luźmi i nie kreować problemów. To bardzo miłe, że tak myślę, ale tylko w teorii. W praktyce przecież konflikty, niezgodność charakterów, debaty, sprzeczki (dopiszcie sobie co chcecie) są nieodłączną częścią naszego życia i zawsze nią będą. To nasza natura i dopóty, dopóki nie przeradzają się one w pranie bródów lub inne wulgarne akcje mogą one nawet oczyścić atmosferę.

Już nie potępiam tylko siebie za zdarzające się konflikty w moim życiu. Posunę się nawet dalej i stwierdzę, że czasem warto jest się na kogoś wkurzyć. Energia powstająca z żalu czy złości może przypomnieć nam o naszych mocnych stronach i jeśli jest skierowana w odpowiednią stronę może nam dać siłę, aby popracować nad wadami w danej relacji.











12/11/2013

Determination is the key to creativity / Determinacja jest kluczem do kreatywności




Today I seem to have reached a critical point, when I want to write a post but have no clear indication what it is that I could write about. I mean, I have a few ideas about future posts, but they are not fully defined in my head yet.

I am determined in my blogging and writing posts on a regular basis - every two or three days - has always been my goal, which I have achieved so far. At the same time the pressure of writing "something" doesn’t always lead to my best text... Please forgive me then if this post feels rather dictated by my personal obligation and faithfulness to my own little mission, which I consider my blog to be rather than some fountain of new thoughts.

Creating stuff is believed to be a matter of inspiration or some inexplicable enlightenment, therefore expecting creativity to happen at the drop of a hat can add to one's frustrations, and this is not what I need. Neither have I intended here on my blog to share negative feelings - not because I want to ignore them but because I choose not to multiply them. There is no room for additional frustration, ideally, in any part of my life.

Even though creativity isn’t always there, the determination to keep going will usually make something happen. You sit down, you try to create something, whether a drawing, poem or a new fashion piece. When nothing comes up to your mind you may walk away and get back to your workplace for a while. There could still be not much, but because you decided that you will work something out the outcome is more likely to appear, especially if you relax about it. You didn’t say to yourself “I can’t do it today” and not even try. You sat down and that what counts.

Determination is the key. No matter what in life it’s important to keep going.



WERSJA POLSKA / POLISH VERSION 



Dziś nastał ten krytyczny dzień, kiedy to chcę zamieścić posta, ale zdaje się, iż nie mam nic jasnego do przekazania. To znaczy mam oczywiście parę pomysłów na moje następne wpisy, lecz nie są one jeszcze do końca zdefiniowane i tak naprawdę jeszcze ich nie czuję.

Jestem bardzo zdeterminowana w moim blogowaniu, a pisanie postów co dwa lub trzy dni jest moim celem, który jak dotąd udało mi się osiągnąć. Tym samym presja, aby "coś" napisać nie zawsze odzwierciedla się w dobrych tekstach... Dlatego proszę wybaczcie mi, jeśli ten wpis wydaje się być bardziej podyktowany osobistym poczuciem obowiązku i lojalnością do mojej małej misji, jaką jest pisanie tego bloga niż potokiem nowych przemyśleń. 

Tworzenie potocznie mówiąc jest uważane za kwestię natchnienia lub jakiegoś niewytułumaczalnego oświecenia. Oczekiwanie więc, że kreacja pojawi się na zawołanie może tylko przyczynić się do frustracji, której akurat nie potrzebuję. Nie mam również zamiaru na moim blogu dzielić negatywnych odczuć, ale nie dlatego że je ignoruję, tylko dlatego, że zdecydowałam ich nie powielać. W skutek tego (najlepiej) w żadnej sferze mojego życia nie ma miejsca na frustrację.

Nawet jeśli kreatywność nie zawsze nam sprzyja to determinacja w tworzeniu sprawia, że powstają dzieła. Siadasz, próbujesz coś stworzyć, cokolwiek by to było, czy rysunek, poemat czy nowa modna kreacja. Jeśli nic nie przychodzi ci do głowy, może odchodzisz od twego miejsca pracy na chwilę, aby niedługo do niego wrócić. Może nadal nic nie nastąpi, ale ponieważ już zadecydowałeś, że coś wymyślisz rezultat nadejdzie, szczególnie jeśli nie będziesz się spinał. Nie powiedziałeś przecież do siebie: "Dziś nie mogę tego zrobić" nawet nie próbując. Usiadłeś do biurka i to się liczy. 

Determinacja jest kluczem do kreatywności. Nie ważne co się nam w życiu zdarza, ważne aby cały czas podążać na przód. 

09/11/2013

Impossible is just a word / Niemożliwe to tylko słowo


Do you have a dream, something you would really love to do that’s impossible to complete? I don’t mean the dreams that could be unachievable for us due to lack of our life skills, capabilities or background we’re from. I neither mean dreams that seem to be impossible for us because we decided so, without even trying. 

The dreams are a responsibility, often in order to complete them we need to get out and try to make things happen, we’ve got to give up something to achieve what we want. It’s an understandable fact, that it’s just easier to say that something isn’t there for us, than  to go for it. 

That’s just a small digression. I am not going to question you here, why we don’t try to complete what we wish for. I am rather going to challenge the impossible of the dreams that are not possible just yet due to world civilisation or so to speak, technology advancement.  

For me the impossible dream which I would love to complete is to travel backwards in time. I would love to spend a day in 18th century Brighton, or in Warsaw of the early 30ties of the last century, for example. As far as the parapsychology or reincarnation go this could be possible in some way. Frankly not yet in the physical world. I wouldn’t dare to say this sentence with skipping the word “yet” as I am no one to determine what’s possible or what’s not. 
 
Now imagine, that you’re really living let’s say in the 18th century. Someone tells you, that one day there will be certain creations that fly on the sky, that people will name as planes. Would you believe them? I repeat; in 18th century, not now in current technology progress. Maybe if your genius and imaginary skills were as Leanardo da Vinci’s you would. The truth is though that only a few would believe that there is none such a thing as something being impossible. 

I am convinced that my dream of travelling back in time will become real at some point. Not to me but to those who will by blessed to live in those special times, when the world civilisation or human evolution will reach the understanding of the processes required to make this happen. The times are always special, because we’re in constant movement and we’re living embraced by the evolution. Impossible is just a word. Keep it in mind whether a dream is a wonderful completion of your life aspirations or the end of a life hell you are going through.



WERSJA POLSKA / POLISH VERSION



Czy posiadacie marzenie, którego spełnienia bardzo byście chcieli, ale nie jest ono możliwe? Nie mam tu na myśli marzeń, które są dla nas nieosiągalne z braku naszych umiejętności bądź dlatego, że pochodzimy z takiego lub innego środowiska, gdzie nasze aspiracje są ograniczone. Nie mam też na myśli marzeń, które są niemożliwe ponieważ myśmy tak zadecydowali zanim jeszcze spróbowaliśmy je spełnić.  


Marzenia to odpowiedzialność. Często, aby je spełnić trzeba wyjść ze swojej wygodnej norki i spróbować coś zrobić. Trzeba coś oddać aby je osiągnąć. To zrozumiałe, iż jest po prostu łatwiej powiedzieć, że coś jest dla nas niemożliwe niż o to walczyć. 

To taka mała dygresja. Nie mam zamiaru roztrzygać tutaj dlaczego nie próbujemy spełniać tak wielu naszych życzeń. Raczej chciałabym zakwestionować niemożliwość tych marzeń, które jeszcze możliwe nie są, ze względu na postęp techniczny oraz etap cywilizacji, w której obecnie się znajdujemy.  

Moim niemożliwym marzeniem, które tak strasznie chciałabym spełnić jest cofnięcie się w czasie. Umarłabym za spędzenie dnia powiedzmy w Brighton 18go wieku, lub w przedwojennej Warszawie. Jeśli wierzyć w parapsychologę lub reinkarnację to jest to w jakiś sposób możliwe. Niestety jeszcze nie w świecie fizycznym. Nie śmiałabym powiedzieć powyższego bez użycia słowa "jeszcze" ponieważ jestem nikim, aby decydować o tym, co jest możliwe a co nie.  

Teraz wyobraźcie sobie, że żyjecie w wieku powiedzmy 18tym. Ktoś mówi wam, że kiedyś w przyszłości na niebie będą latać pewne twory, a ludzie nazwą je samolotami. Uwierzylibyście tej osobie? Powtarzam; w 18tym wieku, nie teraz, przy obecym postępie technicznym... Może, jeśli wasz geniusz lub wyobraźnia sięga tej pokroju Leonarda da Vinci tak. Prawda jest jednak taka, że tylko nie liczni wierzą, iż nie ma czegoś takiego jak niemożliwe.  

Jestem przekonana, że moje pragnienie podróży w przeszłość kiedyś się spełni. Nie mnie, ale tym, którzy zostaną pobłogosławieni wyjątkowymi czasami, kiedy to światowa cywilizacja oraz ewolucja człowieka pojmie wymagane procesy aby tego dokonać. Czasy z kolei zawsze są wyjątkowe, ponieważ żyjemy w ciągłym ruchu wprost ogarnięci ewolucją. Niemożliwe to tylko słowo. Pamiętajmy o tym bez względu na to, czy nasze marzenie jest wspaniałym zakończeniem naszych aspiracji czy życiowego piekła przez jakie przechodzimy.

 

06/11/2013

Watch out! Every cell of your body can hear you / Uważaj! Słyszy cię każda komórka twojego ciała


Indeed. Your body, mind, heart, soul and whatever else are all connected. So if you say “I feel awful” or “My hair looks terrible” those parts of your body correspond to what you say by confirming the state you believe you are in.
To illustrate this in more depth I’ll use myself as an example. I don’t like admitting this, but I spent most of my life being obsessed about my body. Speaking clearer I felt as I've been always too fat since I only became a young girl. I would go through days and months of thinking about my figure, experimenting with dieting,
constantly worrying about my weight and what's the worse talking about it to my friends at any occasion.

My problem also was that I felt as I was disconnected form my body. To me, my mind was some a sort of separate part of me “hanging over it” instead of connecting with it.

Perhaps I will not reveal anything breakthrough by saying this, but I did eventually manage to get to my desired state (which to me was loosing a less than a half stone) when I begun to feel good in my body and good about myself. Literally feel good and think good thoughts about it.

Every cell can hear us moaning about ourselves regardless whether is our weight, hair or intellect. Having said that I am not implying that we get slimmer or develop our brain capabilities just from thinking good thoughts about them. We’ll do so form thinking good and feeling good about ourselves at the same time. Of course healthy lifestyle massively helps, but it will not make us love every cell of our body that can hear your every thought :)





WERSJA POLSKA / POLISH VERSION

 



Dokładnie. Twoje ciało, umysł, serce, dusza i cokolwiek jeszcze są połączone. Kiedy mówisz “Czuję się okropnie” lub “Moje włosy są jak siano” te części ciebie odpowiadają temu poprzez potwierdzenie stanu w jakim się znajdujesz.
Aby zilustrować to o czym mówię posłużę się własnym przykładem. Nie lubię tego przyznawać, ale spędziłam większość mojego życia w jakiejś obsesji na punkcie mojej figury. Wyrażając się jaśniej
czułam się za gruba od kąd stałam się młodą dziewczynką. Dnie i miesiące mijały mi na myśleniu o moim ciele, eksperymentowaniu z dietami, bezustannym martwieniu się o moją wagę i co najgorsze naokrągło o tym gadaniu.

Moim problemem było też to, że czułam się jak bym była odłączona
od mojego ciała. Tak, jak by mój umysł był osobną kreacją mnie która “wisi” nad ciałem zamiast łączyć się z nim w całość.

Może nie wyjawię tu nic przełomowego, ale mój idealny kształt (w moim przekonaniu zrzucenie 3-4 kilo) uzyskałam kiedy naprawdę poczułam się ze sobą dobrze. Dosłownie poprzez czucie się dobrze we własnym ciele oraz myślenie o nim dobrych rzeczy.


Każda komórka ciała słyszy nasze narzekanie bez względu na to, czy jest to nasza waga, włosy czy intelekt. Mówiąc tak nie sugeruję, że schudniemy lub rozwiniemy nasze zdolności umysłowe od samego myślenia o nich pozytywnie. Stanie się tak, kiedy będziemy myśleć o sobie nie tylko dobrze, ale dobrze się w sobie czuć. 
Oczywiście zdrowy tryb życia pomaga niepodważalnie, nie mniej jednak nie sprawi on, abyśmy kochali każdą komórkę naszego ciała, która przecież słyszy każdą naszą myśl ;)

03/11/2013

Thinking of Brighton... / Myśląc o Brighton...


I went for a walk this afternoon. The autumn sunshine was reflected in the countless leaves that fall off the trees these days. The sun shone down brightly on the city of Brighton, not letting the wind spoil the weather.

I walked through back streets of the city, far away from the seafront, the town centre and it's bustle.

I was passing half-empty streets and the kind of beautiful victorian houses that I admire so much. It felt very English to wander around there; not cosmopolitan, and not crazy busy with all sorts of tourists. It felt like proper England.

Walking along under the sun's rays in a mid-autumn breeze I asked myself a certain question, which I'd like to share with you:
Have you ever loved a city, or felt pleasure in the place that you live? Somewhere that makes the best out of you, provides you with people to share your moments with, makes you feel free and accepted for who you are?

A good few years ago a man was installing an internet connection in a house I used to live in here in Brighton. Chatting in the middle of a highly unemotional procedure of phone line set up the man said something very touching to me: "Brighton is called a city of lost souls".

Indeed. And while sometimes the lost souls of Brighton can get even more lost in nasty substitutions for the feeling of happiness such as drugs and casual sex, to me this is the city where I truly found myself.
The people come to Brighton to actually live life, not to survive it, regardless of whether they're lost or fulfilled.



WERSJA POLSKA / POLISH VERSION



Wybrałam się dziś po południu na spacer. Jesień odbijała swój blask w niezliczonych liściach, które w końcu ostatnio spadły z drzew. Słońce potężnie objęło Brighton nie pozwalając wiatrowi za bardzo przeszkodzić w swym lśnieniu.

Przechadzałam się bocznymi uliczkami miasta, z dala od brzegu morza, centrum i jego zgiełku.
Mijałam prawie opustoszałe ulice i piękne, duże wiktoriańskie domy, które tak kocham podziwiać. Bardzo po angielsku było tak sobie spacerować, nie międzynarodowo, nie zwariowanie i nie turystycznie. Poczułam prawdziwą Anglię. 

Idąc za promieniami słońca w jesiennej bryzie zadałam sobie pewne pytanie, którym to chciałam się z wami podzielić:
Czy kiedykolwiek kochaliście miasto, w którym mieliście przyjemność mieszkać? Miasto, które wybiera od ciebie co najlepsze, daje ci ludzi do przeżywania razem z nimi świetnych chwil, uczucie wewnętrznej wolności i akceptuje to kim jesteś?  

Parę dobrych lat temu pewien chłopak zakładał mi internet w jednym z domów, gdzie miałam okazję przez moment mieszkać. Gawędząc po środku co najmniej nie wzruszającej procedury instalowania linii telefonicznej gość powiedział mi coś bardzo uczuciowego: "Brighton jest nazywane miastem zagubionych dusz". 

Rzeczywiście. I może czasami zagubione dusze Brighton gubią się jeszcze bardziej w namiastkach szczęścia takich jak dragi czy przypadkowy seks, co nie dodaje mu wdzięku, dla mnie jednak jest to miasto, gdzie odnalazłam prawdziwą siebie. 

Ludzie przybywają do Brighton, aby tak naprawdę żyć, a nie przeżywać bez względu na to czy są zagubieni czy spełnieni.
 

01/11/2013

Halloween versus All Saints / Świętować Halloween czy Wszystkich Świętych?


So here we go, Halloween has just gone by and we approached the 1st of November. Where I come from these two days have a totally different meaning and are not equally important.
As far as Halloween has just recently sneaked into the Polish culture, as part of world Westernisation, All Saints Day on 1st November is still a crucial celebration in Poland in this time of the year.

Today most people go to the numerous Polish cemeteries to light a votive candle on their loved one’s graves, put the flowers on and most importantly make a prayer. One can also light a candle up for hose, who passed away and they graves are remote from the place they are living in.

People walk around the cemetery, talk with their acquaintances, very often spending most of their day there.

I personally light a candle by the Unknown Soldier’s graves and other victims of two brutal world wars of the last century.

The 1st November is followed by All Soul’s Day, when one is supposed to reflect on those who have left this world and us behind.

I don’t know whether I like the rather nostalgic tradition of All Saints/Soul’s day, but with no doubt this celebration is rooted so deep inside me that I can't ignore it even after living abroad for numerous years. On the other hand I get distracted by the local images of pumpkins and sculls on a Halloween night. As a Pole what should I celebrate? All Saints Day or Halloween or both? And if both how then?

In conclusion to this I decided to combine those both celebrations with using the death as the common denominator.

Sounds technical, but rest assured, that you won’t read anything more spiritual than that today :)

Death of people we are anyhow emotionally attached hurts a hell but at the same time it’s a natural, inevitable way of the life circle. Halloween somehow relevant celebration to All Saints Day is an opportunity to remember the dead also with a strong emphasis to ghosts.

So how about using these both celebrations not only to remember those who passed away, dress up for scary characters but also to get rid of the dark ghosts from our minds? In other words use those days for thinking what is in us that we don’t need anymore and try to overcome it. It could be a weakness, a negative habit, a little annoying thing that stops us form being happy. Send to the hell the ghosts of a darkness and welcome good new spirits:)


WERSJA POLSKA / POLISH VERSION



Właśnie skończyło się Halloween i nadszedł pierwszy listopada. Jak wiadomo w Polsce te dwa święta mają kompletnie inne znaczenie i absolutnie nie są tak samo istotne.

Może i Halloween nie dawno wkradło się do polskiej kultury jako część westernizowania świata, ale to dzień Wszystkich Świętych ciągle pozostaje najważniejszym polskim świętem w tej części roku. 

Większość ludzi odwiedzą dziś liczne cmentarze aby zapalić zniczę na grobach ich bliskich, zostawić kwiaty i co pewnie najistotniejsze zmówić modlitwę. 
Ludzie spacerują po cmentarzu, pozdrawiają znajomych, często spędzając tam cały dzień. 

Ja osobiście lubię zapalić zniczę na grobach żołnierzy lub ofiar okrutnych wojen zeszłego wieku. 
Po pierwszym listopada jest Dzień Zaduszny, w którym to wspominamy tych którzy odeszli.  

Do końca nie wiem czy lubię raczej nostalgiczną tradycję dnia Wszystkich Świętych, ale bez wątpienia jest ona we mnie zakorzeniona tak głęboko, iż nie mam ochoty jej ignorować, nawet po wielu latach pobytu za granicą. Z drugiej jednak strony rozpraszam się dyniami i obrazkami trupich czaszek nocy Halloween. Co świętować? Wszystkich Świętych czy Halloween czy oba święta? A jeśli tak, to jak? 

Zdecydowałam więc połączyć te dwie uroczystości używając śmierci samą przez się, jako wspólnego mianownika. 

Brzmi technicznie, ale zapewniam was, że nie przeczytacie dzisiaj nic bardziej uduchowionego :)

Śmierć ludzi, z którymi jesteśmy jakkolwiek emocjonalnie związani piekielnie boli, nie mniej jednak jest to naturalna, nieunikniona część cyklu życia. Halloween poniekąd odnośnik Wszystkich Świętych jest okazją do pamiętania o zmarłych, również z silnym naciskiem na duchy. 


A jakby tak użyć obu tych świąt nie tylko aby pamiętać o zmarłych, przebrać się za straszne postacie zza światów, ale również po to aby wypędzić "duchy" naszej psychiki? Innymi słowy wykorzystać te dwa dni na przemyślenie, co jest w nas takiego, co nam już nie służy i spróbować się tego pozbyć. Może to jakaś słabość, nawyk, jakaś mała denerwująca rzecz, która nie pozwala nam na czucie się szczęśliwym? 

Wysłać do piekła duchy ciemności tym samym witając te nowe i dobre!