Traveling
is great. Broadens our horizons, teaches us different cultures and
can significantly influence us to see the things in a “different”
way.
That’s
widely known fact. But what comes after we got back home?
I remember, when one of my ex house mates came back from his short trip to Paris and he said that he is so full of energy and now he “really wants to do stuff”, so he cleaned his room and he even got the toilet paper for us! (normally he wasn’t too good at this).
Yes,
the energy gained during a nice either small or big trips is
priceless. It’s the best and the purest source ever to use for
making changes in our lives or applying a new thing in it. And we
don’t have to stop on an exceptional purchase of the toilet
facilities
Despite
exploring, I always like to use my trips to think about what new I
could do in my life or what could I do in a different way. I observe
the place I am in during my traveling, I contemplate it and absorb
the inspiration. Sometimes the ideas come already on the go, and
sometimes after I am back. However they conceive at some point
of the journey.
In
that way over my recent travels I got inspired to learn
French, started writing this blog, got some clothes sewn and
improved my diet. Of course I had “valuable” excuses for not doing
those things, but I "combated them" with the same inspirational energy
which along with the passion for doing something new createda powerful
injection of willingness to give those things a go.
I
started to finally learn French, as I fell in love with Lille during
my Christmas holiday last year and I also appreciated its friendly
and very kind people. I love French language, but never had an
opportunity to live in a French speaking country. The excuse for not
learning this language was, that “it’s so hard to learn the
language, if you don’t live in a country where people use it” and
“I can’t afford the individual classes”.
After
coming back home I found on line native French, but not qualified
person who is a great teacher. The classes don’t cost me much, but
the standard of them is as good as the classes led by a professional
teacher if not better.
When
I went for my week holiday to Rio de Janerio I spent most of the time
thinking of how to develop my writing skills and start running my own
blog. My excuses for not doing it were: a) I don’t have a right
table and lighting in my room to seat and write, b) I don’t know if
I can write and c) why people would find my writing interesting?
When I got back, one evening I just sat on my bed and started writing. About my most recent experience from Rio. On my bed with my laptop on my knees. Not by the imaginary desk with the “right” imaginary lighting. In fact, I didn’t really need a different room to write. And my writing skills? Well, if I wouldn’t have tried writing, I wouldn’t have never develop or improve them! Simple, but I admit isn’t easy.
The
inspiration to begin sewing some clothes came out as an outcome of the
tragedy in Bangladesh in April, where the whole building full of
garment factories fell down which killed over a thousand people (See
post: Made in Bangladesh). However it was during my short stay in
Poland in when we reviewed some old fabrics with my mum and
decided to sew some clothes of it. The excuse for not doing it until then
was that the sewing machine is not working properly. That has
effectively put my mum off from sewing for a long time. I admit, it
took us ages to sew the dress, (Made in Poland…Stilish Dress), but the
pleasure of making something in the name of a mission (sew the
clothes, to reduce the purchases of them in the chain shops, who
produce their garments in Asia paying famine rations to their
employees) gave me a lots of satisfaction.
I promised myself, that
since now on, when traveling to “cheap” countries I will order
something to be sewn by a local tailor, so that I can give somebody a
job, pay him decent money and have a piece exactly for my size. Indeed, I did this in Mexico and that’s the start of my “project”.
Taking
about Mexico... so far I quite
significantly improved my eating habits and introduced a variety of healthy products to my
diet. Shayla (my host, where I made work exchange) has a very healthy
way of eating, mostly based on the raw foods. Fortunately, I did not have
any excuses for not doing it. Eating with her in such a nutritious and
tasty way, quickly started to make me feel great and that was enough.
I have more changes on mind, willing to implement and of which ideas began when being in Mexico. Those are bigger, so still growing.
Small
and big changes, short or long term, - doesn’t matter. They are
all fun and they make our life more interesting.
On the other hand the greatest changes and transformations when
traveling can happen in our head or on the level of spirit. And
those can stay within us forever.
WERSJA POLSKA / POLISH VERSION
Podróżowanie
jest super. Poszerza horyzonty, uczy nas wiedzy o innych
kulturach oraz może znacząco wpłynąć na nasz sposób myślenia. To
chyba powszechnie znany fakt. Ale co takiego następuje kiedy wracamy
do domu?
Pamiętam,
jak teraz już mój były współlokator wrócił z krótkiego pobytu w
Paryżu, podczas którego nabrał to takiej energi i woli do “robienia
rzeczy”, że porządnie wysprzątał swój pokój i nawet kupił dla nas
wszystkich nowy papier toaletowy! (na co dzień nie był w tym zbyt
sumienny).
Tak, ta
energia, którą dostajemy podczas zarówno krótkich jak i dłuższych
podróży jest bezcenna. To najlepsze i najbardziej nieskazitelne źródło napędu do przeprowadzenia zmian w naszym życiu, oraz ich
wcielania. I nie musimy się zatrzymywać na wyjątkowym zakupie towarów
higienicznych:)
Po
za odkrywaniem oczywiście, lubię używać moich podróży do przemyśleń
nad tym, co nowego mogłabym w moim życiu zrobić, lub co też mogłabym
zrobić w inny niż dotychczas sposób. Obserwuję więc miejsce, w którym
się znajduje, kontempluję je i wchłaniam inspirację. Czasami pomysły
przychodzą już podczas podróży, czasami dopiero po powrocie do domu.
Tak czy inaczej poczęte są zapewne na jakimś etapie podróży.
W
taki oto sposób podczs moich ostatnich wyjazdów zapragnęłam
nauczyć się francuskiego, zaczęłam pisać tego bloga, zlecać uszycie
niektórych ubrań i znacząco polepszyłam moją dietę. Miałam też bardzo
“ważne” powody, dla których nie mogę, bądź nie dam rady tych
rzeczy wykonać, ale zwalczyłam je dokładnie tą samą energią
pochodzącą z inspiracji, którą to w połączeniu z pasją, aby zrobić
coś nowego utworzyła potężny zastrzyk chęci aby tych rzeczy
spróbować.
Zaczęłam
w końcu uczyć się francuskiego, ponieważ podczas mojego świątecznego
wyjazdu do Lille zakochłam się w tym mieście, ale też doceniłam jego
przyjacielsko nastawionych i uprzejmych mieszkańców. Uwielbiam
francuski, lecz nigdy nie miałam możliwości aby mieszkać w kraju,
posługującym się tym językiem. Moim usprawiedliwieniem, aby się go
nie uczyć było: “Trudno nauczyć się języka, w kraju, w którym się
nim mówi” I “niestety nie mam pieniędzy na lekcje
indywidualne”
Zaraz
po powrocie do domu znalazłam w necie Francuzkę, która nie jest
kwalifikowanym nauczycielem, ale w nauczaniu jest świetna. Lekcje nie
kosztują mnie dużo, a ich standard porównywalny jest z tym u
profesjonalisty o ile nie lepszy.
Kiedy
wyjechałam na tygodniowe wakacje do Rio de Janeiro, najwięcej czasu
spędziłam na rozmyślaniu jak rozwinąć moje zdolności pisania oraz
zacząć tego bloga. I tu moje usprawiedliwienia były następujące: a)
nie mam porządnego biurka i oświetlenia do pisania w moim pokoju, b)
nie wiem, czy potrafię pisać, c) dlaczego w ogóle ludzie mieli by sie
interesować tym, o czym piszę?
Jeszcze
przed wyjazdem zrobiłam dość pokaźny przegląd blogów, co pomogło mi
zrozumieć o czym i jak chcę pisać. Po powrocie, pewnego wieczoru po
prostu usiadłam na moim łóżku w pokoju i zaczęłam pisać… o jednym z
najzwyczajniejszych ostatnich doswiadczeń z tej podróży. Tak, na łóżku, z laptopem na kolanach, a nie przy wyimagnowanym biurku z
porządnym oświetleniem. Tak naprawdę nie potrzebowałam innego
pomieszczenia do pisania. Co do zdolności czy talentu piśmieniczego
to jak mogłam coś na ten temat wiedzieć skoro nie pisałam?! Przecież
gdybym nie spórobowała, nigdy bym się pisania nie nauczyła. Proste,
choć nie twierdzę, że łatwe.
Z
kolei ispiracja, aby zacząć zlecać szycie ubrań, to był bardziej
bodziec emocjonalny po kwietniowej tragedii w Bangladeszu, gdzie
zawalił się wysoki budynek pełen fabryk odzieżowych powodując śmierć
ponad tysiąca osób (patrz Made in Bangladesh). Nie mniej jednak to
podczas mojego pobytu w Polsce w maju przeglądałyśmy stare
materiały z moją mamą, co zachęciło nas do szycia. Powód, dla
którego do tej pory nic z nich nie szyłyśmy był taki, że stara
domowa maszyna do szycia szwankuje, a to skutecznie powstrzymywało
moją mamę przed jej używaniem na bardzo długi czas. Przyznaję,
zabrało nam wieki uszycie dla mnie sukienki (patrz: Made in Poland…),
ale przyjemnośc z robienia czegoś w imię misji (szycie ubrań, aby
zredukować zakupy w sieciówkach, które to produkują swoją odzież w
Azji płacąc głodowe pensje tamtejszym robotnikom) dała mi wiele
satysfakcji. Obiecałam sobie że, od tąd, kiedy będę jeździć do
“tańszych” krajów zlecę sobie uszycie jakiegoś ubranka u
miejscowego krawca, który to dostanie pracę, “normalne” za nią
pieniądze, a ja coś szytego tylko i wyłącznie na mnie. Właśnie
zrobiłam tak w Meksyku, czym zapoczątkowałam mój “projekt”.
Dochodząc
do Meksyku, na razie ulepszyłam moje nawyki żywieniowe oraz wdrożyłam
znaczącą ilość zdrowych produktów do mojej diety. Shayla (moja
gospodyni, u której robiłam moją work exchange) odżywia się w bardzo
zdrowy sposób, a jej jedzenie składa się głównie z tzw. Row Foods
(czyli surowe jedzenie). Szczęśliwie, tutaj nie miałam żadnych
usprawiedliwień, dla których “nie mogłabym” tego zrobić. Jedząc w
tak smaczny i zdrowy sposób szybko zaczęłam się czuć świetnie, a to
wystarczyło, aby poprawić moją dietę.
Oczywiście
lub nie, mam jeszcze parę innych zmian, które chaciałabym wprowadzić w
moim życiu i które zostały zainspirowane pobytem w Meksyku. Te są ciut
większe, więc jeszcze we mnie rosną :)
Małe
i duże zmiany, na krótki czy długi okres – nie ważne. Wszystkie
mogą być dobrą zabawą i sprawić, że nasze życie będzie bardziej
interesujące.
Z
drugiej strony największe często zmiany i metamorfozy podróżnicze
zachodzą w naszej głowie, lub na poziomie duchowym. I te moga zostać w
nas na zawsze.
No comments:
Post a Comment