22/07/2013

Every trip can inspire to do something new in life / Każda podróż może inspirować, aby zrobić w życiu coś nowego

Padstow - Cornwall

Traveling is great. Broadens our horizons, teaches us different cultures and can significantly influence us to see the things in a “different” way.

That’s widely known fact. But what comes after we got back home?

I remember, when one of my ex house mates came back from his short trip to Paris and he said that he is so full of energy and now he “really wants to do stuff”, so he cleaned his room and he even got the toilet paper for us! (normally he wasn’t too good at this).

Yes, the energy gained during a nice either small or big trips is priceless. It’s the best and the purest source ever to use for making changes in our lives or applying a new thing in it. And we don’t have to stop on an exceptional purchase of the toilet facilities 

Despite exploring, I always like to use my trips to think about what new I could do in my life or what could I do in a different way. I observe the place I am in during my traveling, I contemplate it and absorb the inspiration. Sometimes the ideas come already on the go, and sometimes after I am back. However they conceive at some point of the journey.

In that way over my recent travels I got inspired to learn French, started writing this blog, got some clothes sewn and improved my diet. Of course I had “valuable” excuses for not doing those things, but I "combated them" with the same inspirational energy which along with the passion for doing something new createda powerful injection of willingness to give those things a go.
I started to finally learn French, as I fell in love with Lille during my Christmas holiday last year and I also appreciated its friendly and very kind people. I love French language, but never had an opportunity to live in a French speaking country. The excuse for not learning this language was, that “it’s so hard to learn the language, if you don’t live in a country where people use it” and “I can’t afford the individual classes”.

After coming back home I found on line native French, but not qualified person who is a great teacher. The classes don’t cost me much, but the standard of them is as good as the classes led by a professional teacher if not better.
When I went for my week holiday to Rio de Janerio I spent most of the time thinking of how to develop my writing skills and start running my own blog. My excuses for not doing it were: a) I don’t have a right table and lighting in my room to seat and write, b) I don’t know if I can write and c) why people would find my writing interesting?
When I got back, one evening I just sat on my bed and started writing. About my most recent experience from Rio. On my bed with my laptop on my knees. Not by the imaginary desk with the “right” imaginary lighting. In fact, I didn’t really need a different room to write. And my writing skills? Well, if I wouldn’t have tried writing, I wouldn’t have never develop or improve them! Simple, but I admit isn’t easy.
The inspiration to begin sewing some clothes came out as an outcome of the tragedy in Bangladesh in April, where the whole building full of garment factories fell down which killed over a thousand people (See post: Made in Bangladesh). However it was during my short stay in Poland in when we reviewed some old fabrics with my mum and decided to sew some clothes of it. The excuse for not doing it until then was that the sewing machine is not working properly. That has effectively put my mum off from sewing for a long time. I admit, it took us ages to sew the dress, (Made in Poland…Stilish Dress), but the pleasure of making something in the name of a mission (sew the clothes, to reduce the purchases of them in the chain shops, who produce their garments in Asia paying famine rations to their employees) gave me a lots of satisfaction. 
I promised myself, that since now on, when traveling to “cheap” countries I will order something to be sewn by a local tailor, so that I can give somebody a job, pay him decent money and have a piece exactly for my size. Indeed, I did this in Mexico and that’s the start of my “project”.

Taking about Mexico... so far I quite significantly improved my eating habits and introduced a variety of healthy products to my diet. Shayla (my host, where I made work exchange) has a very healthy way of eating, mostly based on the raw foods. Fortunately, I did not have any excuses for not doing it. Eating with her in such a nutritious and tasty way, quickly started to make me feel great and that was enough.

 I have more changes on mind, willing to implement and of which ideas began when being in Mexico. Those are bigger, so still growing.
Small and big changes, short or long term, - doesn’t matter. They are all fun and they make our life more interesting.

On the other hand the greatest changes and transformations when traveling can happen in our head or on the level of spirit. And those can stay within us forever.




WERSJA POLSKA / POLISH VERSION




Podróżowanie jest super. Poszerza horyzonty, uczy nas wiedzy o innych kulturach oraz może znacząco wpłynąć na nasz sposób myślenia. To chyba powszechnie znany fakt. Ale co takiego następuje kiedy wracamy do domu?

Pamiętam, jak teraz już mój były współlokator wrócił z krótkiego pobytu w Paryżu, podczas którego nabrał to takiej energi i woli do “robienia rzeczy”, że porządnie wysprzątał swój pokój i nawet kupił dla nas wszystkich nowy papier toaletowy! (na co dzień nie był w tym zbyt sumienny).

Tak, ta energia, którą dostajemy podczas zarówno krótkich jak i dłuższych podróży jest bezcenna. To najlepsze i najbardziej nieskazitelne źródło napędu do przeprowadzenia zmian w naszym życiu, oraz ich wcielania. I nie musimy się zatrzymywać na wyjątkowym zakupie towarów higienicznych:)


Po za odkrywaniem oczywiście, lubię używać moich podróży do przemyśleń nad tym, co nowego mogłabym w moim życiu zrobić, lub co też mogłabym zrobić w inny niż dotychczas sposób. Obserwuję więc miejsce, w którym się znajduje, kontempluję je i wchłaniam inspirację. Czasami pomysły przychodzą już podczas podróży, czasami dopiero po powrocie do domu. Tak czy inaczej poczęte są zapewne na jakimś etapie podróży.


W taki oto sposób podczs moich ostatnich wyjazdów zapragnęłam nauczyć się francuskiego, zaczęłam pisać tego bloga, zlecać uszycie niektórych ubrań i znacząco polepszyłam moją dietę. Miałam też bardzo “ważne” powody, dla których nie mogę, bądź nie dam rady tych rzeczy wykonać, ale zwalczyłam je dokładnie tą samą energią pochodzącą z inspiracji, którą to w połączeniu z pasją, aby zrobić coś nowego utworzyła potężny zastrzyk chęci aby tych rzeczy spróbować.



Zaczęłam w końcu uczyć się francuskiego, ponieważ podczas mojego świątecznego wyjazdu do Lille zakochłam się w tym mieście, ale też doceniłam jego przyjacielsko nastawionych i uprzejmych mieszkańców. Uwielbiam francuski, lecz nigdy nie miałam możliwości aby mieszkać w kraju, posługującym się tym językiem. Moim usprawiedliwieniem, aby się go nie uczyć było: “Trudno nauczyć się języka, w kraju, w którym się nim mówi” I “niestety nie mam pieniędzy na lekcje indywidualne”

Zaraz po powrocie do domu znalazłam w necie Francuzkę, która nie jest kwalifikowanym nauczycielem, ale w nauczaniu jest świetna. Lekcje nie kosztują mnie dużo, a ich standard porównywalny jest z tym u profesjonalisty o ile nie lepszy.


Kiedy wyjechałam na tygodniowe wakacje do Rio de Janeiro, najwięcej czasu spędziłam na rozmyślaniu jak rozwinąć moje zdolności pisania oraz zacząć tego bloga. I tu moje usprawiedliwienia były następujące: a) nie mam porządnego biurka i oświetlenia do pisania w moim pokoju, b) nie wiem, czy potrafię pisać, c) dlaczego w ogóle ludzie mieli by sie interesować tym, o czym piszę?

Jeszcze przed wyjazdem zrobiłam dość pokaźny przegląd blogów, co pomogło mi zrozumieć o czym i jak chcę pisać. Po powrocie, pewnego wieczoru po prostu usiadłam na moim łóżku w pokoju i zaczęłam pisać… o jednym z najzwyczajniejszych ostatnich doswiadczeń z tej podróży. Tak, na łóżku, z laptopem na kolanach, a nie przy wyimagnowanym biurku z porządnym oświetleniem. Tak naprawdę nie potrzebowałam innego pomieszczenia do pisania. Co do zdolności czy talentu piśmieniczego to jak mogłam coś na ten temat wiedzieć skoro nie pisałam?! Przecież gdybym nie spórobowała, nigdy bym się pisania nie nauczyła. Proste, choć nie twierdzę, że łatwe.


Z kolei ispiracja, aby zacząć zlecać szycie ubrań, to był bardziej bodziec emocjonalny po kwietniowej tragedii w Bangladeszu, gdzie zawalił się wysoki budynek pełen fabryk odzieżowych powodując śmierć ponad tysiąca osób (patrz Made in Bangladesh). Nie mniej jednak to podczas mojego pobytu w Polsce w maju przeglądałyśmy stare materiały z moją mamą, co zachęciło nas do szycia. Powód, dla którego do tej pory nic z nich nie szyłyśmy był taki, że stara domowa maszyna do szycia szwankuje, a to skutecznie powstrzymywało moją mamę przed jej używaniem na bardzo długi czas. Przyznaję, zabrało nam wieki uszycie dla mnie sukienki (patrz: Made in Poland…), ale przyjemnośc z robienia czegoś w imię misji (szycie ubrań, aby zredukować zakupy w sieciówkach, które to produkują swoją odzież w Azji płacąc głodowe pensje tamtejszym robotnikom) dała mi wiele satysfakcji. Obiecałam sobie że, od tąd, kiedy będę jeździć do “tańszych” krajów zlecę sobie uszycie jakiegoś ubranka u miejscowego krawca, który to dostanie pracę, “normalne” za nią pieniądze, a ja coś szytego tylko i wyłącznie na mnie. Właśnie zrobiłam tak w Meksyku, czym zapoczątkowałam mój “projekt”.

Dochodząc do Meksyku, na razie ulepszyłam moje nawyki żywieniowe oraz wdrożyłam znaczącą ilość zdrowych produktów do mojej diety. Shayla (moja gospodyni, u której robiłam moją work exchange) odżywia się w bardzo zdrowy sposób, a jej jedzenie składa się głównie z tzw. Row Foods (czyli surowe jedzenie). Szczęśliwie, tutaj nie miałam żadnych usprawiedliwień, dla których “nie mogłabym” tego zrobić. Jedząc w tak smaczny i zdrowy sposób szybko zaczęłam się czuć świetnie, a to wystarczyło, aby poprawić moją dietę.



Oczywiście lub nie, mam jeszcze parę innych zmian, które chaciałabym wprowadzić w moim życiu i które zostały zainspirowane pobytem w Meksyku. Te są ciut większe, więc jeszcze we mnie rosną :)



Małe i duże zmiany, na krótki czy długi okres – nie ważne. Wszystkie mogą być dobrą zabawą i sprawić, że nasze życie będzie bardziej interesujące.



Z drugiej strony największe często zmiany i metamorfozy podróżnicze zachodzą w naszej głowie, lub na poziomie duchowym. I te moga zostać w nas na zawsze.


 
 


No comments:

Post a Comment