14/04/2013

Passport to a better destiny / Paszport do lepszego jutra



It was in the year 1999 when I finally obtained my first passport, at the age of 19. I had never had the opportunity to go abroad when I was younger, even though it was one of my greatest dreams, so applying for a passport was pointless. Many years have passed since then and my first passport expired, so I was issued the latest generation of a biometric one (!)

My first passport remembers those interesting times, when one was obliged to purchase a return ticket when flying out of Poland. On top of that a Pole could stay in the EU member countries only for a limited period of time.
Yeah, life was tough. Going to Italy, for example, I could stay there legally as a ‘tourist’ for up to three months. If I extended my stay I would become an illegal immigrant, in Italian called ‘Clandestina’. A similar law applied in Spain. I had already had a residents and work permits for Italy, but they did not entitle me to stay and work in Spain. I therefore spent 4 months there, unsuccessfully looking for a job. Every job offer was withdrawn once it was clear that I had no ‘papeles’ – documents that entitled me to work legally. Well, my Polish passport did not impress anybody. I was not an EU citizen, so the door to those ‘sectors of life’ (the right to live and work) was shut for me.


In Colombia, where I went next, it was quite different. Even though I held the same Polish passport and I didn’t have any work permit, I managed to find a job as a bilingual receptionist. Mind you, it was not just an ordinary hotel, it was the most prestigious 5 star hotel in Bogotá, owned by none other than the Colombian Army! It was the best guarded hotel in the city (or in the whole country, for that matter) and it was visited by politicians, stars and other celebrities. I did not last long there but I gained priceless experience and I enjoyed my co-workers’ friendliness and hospitality. I recall that the foreigners were met with opened arms in Colombia. I am not sure whether this applied to all nationalities but definitely to the majority of them. There are not many of them in Colombia, and Colombians love their country, therefore they treat an incomer rather like a blessing than a potential enemy. I can’t resist noticing, that in ancient times the Indians had a similar attitude and it ended badly for them. The more I would like to congratulate for their openness and courage!

As I said, being a Pole in Colombia I was treated like a “princess”. There, as opposed to Europe or USA, I was one of very few visitors from Poland, therefore I was unique, intriguing and perhaps that was a reason for my 'magnificence'. Besides, I came from a faraway country which never harmed Colombia in any way (as far as I am aware). Surely, the Polish Pope added to my popularity, as Colombia is a Catholic country. (Although I’m rather far from being a saint )

Going back to the topic, my employer in Bogota wasn’t willing to help me with obtaining the work permit so I had to leave my receptionist job. To be precise I was suggested to leave, which I was absolutely fine with, as I did not wish to bring me nor the hotel management any trouble. (Besides, they had more than enough problems to deal with!)
I never found another job in Colombia. Perhaps I wasn’t that adored as I thought?

In the meantime many things changed and in 2004 Poland joined the European Union. Polish borders opened to the West and even though we still could not legally work in all EU states, three kind countires (Ireland, Great Britain and Sweden:)) opened their job markets to Poland and other new members from Central Europe. I was not “Clandestina” anymore and I did not have to look for work without ‘papeles’. I left Colombia and soon after arrived in Scotland, where I immediately found employment. I began a new chapter in my life, a “legal” one for a change, and could finally travel almost anywhere in Europe on a “one way” ticket!

Now, when I have seen more than half of Europe, when I can even travel to some countries out of the continent with no visa, the memory of the past starts fading away. I shall never forget these times, when I could not just head off somewhere because I wanted to. What’s more, my mum during the Communism had no passport at all and the right to obtain it was far from obvious.

A passport surely opens doors to the world but can also determine which of them remain shut.





WERSJA POLSKA / POLISH VERSION




Mój pierwszy paszport wyrobiłam sobie dopiero w 1999 roku mając 19 lat. Nigdy przedtem nie miałam okazji wyjechać za granicę, mimo tego, że bardzo o tym marzyłam. Dopóki nie miałam możliwości wyjazdu nie było więc sensu składać podania o paszport.

Od tego momentu upłynęło już kilkanaście lat i mój pierwszy paszport zdołał się już nawet przeterminować, więc wyrobiłam sobie nowy, i to w zaawansowanej wersji elektronicznej!

Mój pierwszy paszport za to pamięta czasy, kiedy wylatując z Polski musiałam mieć wykupiony od razu bilet na powrót, a w danym kraju mogłam przebywać określoną liczbę dni lub tygodni. Nie było łatwo. Mieszkając np. we Włoszech mogłam przebywać tam legalnie jako “turystka” tylko do trzech miesięcy. Gdybym sobie ten pobyt przedłużyła, oznaczałoby to, że jestem tam nielegalnie, czyli Clandestina.

Podobnie było w Hiszpanii. Miałam już wtedy dokumenty uprawniające do legalnego pobytu i pracy we Włoszech, ale nie pozwalały mi one na to w Hiszpanii. Spędziłam tam 4 miesiące bezskutecznie szukając zatrudnienia, bo jakiekolwiek mi zaoferowano, zaraz zmieniano zdanie, kiedy wychodziło na jaw że nie mam “los papeles”, czyli dokumentów uprawniających do legalnej pracy.
Cóż, mój polski paszport nie powalał nikogo na kolana. Nie byłam obywatelem Unii, więc drzwi do pewnych obszarów życia, które dla jednych są podstawą prawidłowego funkcjonowania w społeczeństwie (czytaj: prawo do zamieszkania i legalnej pracy) dla mnie pozostawały zatrzaśnięte.

W Kolumbii już było inaczej. Mimo, że byłam posiadaczką tego samego paszportu oraz nie miałam pozwolenia na pracę i tak udało mi się ją znaleźć. Zostałam dwujęzyczną recepcjonistką! I to nie byle gdzie, tylko w najważniejszym hotelu w Bogocie należącym do Armii Klolumbijskiej! Hotel, z racji tego, że był najlepiej strzeżonym hotelem w mieście (przypuszczam że i w całym kraju) był odwiedzany przez polityków, gwiazdy i gwiazdeczki. Długo tam miejsca “nie zagrzałam”, ale zdobyłam bezcenne doświadczenie i mogłam rozkoszować się bardzo uprzejmym traktowaniem mnie przez współpracowników. W Kolumbii bowiem uwielbia się obcokrajowców. Nie wiem, czy ze wszystkich krajów świata, ale na pewno z większości. Nie ma ich tam wielu, a Kolumbijczycy kochają swój kraj i traktują przybysza z zewnątrz raczej jak błogosławieństwo niż najazd wroga. Dla przypomnienia Indianie kiedyś tez tak tam postępowali i źle się to dla nich skończyło... Tym bardziej gratulacje za otwartość i odwagę!
Tak więc ja jako Polka w Kolumbii, byłam traktowana jak księżniczka. W przeciwieństwie do Europy czy USA, byłam pewnie jedną z nielicznych osób z Polski i to stanowiło o mojej wyjątkowości. Byłam z dalekiego kraju, który nigdy nic Kolumbii nie zawinił, wiec byłam oryginalna, ciekawa i z założenia dobra. Pewnie nasz Papież też się w jakimś stopniu do mojej popularności przyczynił, bo Kolumbia to katolicki kraj, choć mnie do świętości raczej daleko.
Nie mniej jednak, dlatego iż nie byłam legalnie zatrudniona, a dokumentów pracodawca nie zamierzał mi wyrobić, zmuszona byłam odejść z hotelu. Od tamtego momentu już nigdzie nie zostałam w Kolumbii zatrudniona. A może wcale nie byłam taka lubiana jak mi się wydawało?

W międzyczasie wiele się zmieniło. W roku 2004 Polska wstąpiła do Unii Europejskiej. Granice się otworzyły i choć jeszcze nie mogliśmy pracować legalnie we wszystkich krajach wspólnoty, to trzy przemiłe kraje takie jak Irlandia, Wielka Brytania i Szwecja otworzyły rynek pracy dla Polski i pozostałych nowych członków z Europy Centralnej. Już nie byłam Clandestiną i nie musiałam szukać pracy bez papeles. Wyjechałam z Kolumbii i wkrótce po tym wyruszyłam do Szkocji, gdzie błyskawicznie i bez problemu znalazłam pracę. Rozpoczęłam nowy rozdział w moim „legalnym” życiu.
Ba! Mogłam też - i oczywiście nadal mogę - podróżować (niemal) po całej Europie z biletem w jedną stronę!

Teraz, kiedy już zwiedziłam połowę Europy, kiedy nawet do wielu krajów poza kontynentem mogę jechać bez wizy, czasami zapominam jak to było kiedyś, kiedy nie mogłam sobie ot tak gdzieś pojechać. Natomiast moja mama w czasach komunizmu w ogóle nie miała paszportu, a prawo do jego wyrobienia nie było wcale takie oczywiste.

Paszport może otwierać wiele drzwi na świat, ale może również określać w którym kierunku je otworzy.





No comments:

Post a Comment