04/05/2013

I am not a kid in America Part II / Nie jestem dzieckiem Ameryki Part II

britannica.com


The officer was a relatively young man wearing glasses.
He sort of joyfully asked me “Hi, how are you doing today?” when I eventually got to his “working zone”. I didn't care whether he is nice to me, because my lovely ego took over and I felt as I had to beg him to go to "his" country.
Ordinary, as most people in this situation would probably feel, I quickly decided that I am not going to beg anyone for going to any country in this world. Just to clarify I had to go to do a training in Princeton. I wasn't going to win a fortune in Las Vegas or to visit "my friends" in Hollywood:)

Therefore I have chosen to become slightly annoyed and responded “I am fine, thanks” with no shade of a positive emotion, but with a bit of sophistication. I wanted to highlight that even though, I need him far more than he does, I am still “the same kind of human being”.
I can assure you, that it was my last moment of any sophistication that day… 


“How big is the company you work for? I've never heard of it”- the officer asked.
Oops! I did not expect this question, but I did not know to expect anyway so I shoot for most possible answer.
“It will be over a hundred people, I suppose… It’s actually an American company” – I replied.
“And how long do you work there for?” – I replied how long for.
“And where have you worked before?” – I informed him where.
“What did you study?” – I advised what I studied.
At this point he lifted his shoulders in a nervous gesture and asked quite aggressively that how this is possible, that I studied something different from the industry I am working in.
I got a bit nervous myself, as this was an ambiguous question and unnecessary comment in my view. Gosh, as I was the only one in this world, who works in a different field, from what they had studied…
The situation become uncomfortable and I felt overwhelmed by a disturbing feeling of wanting to just finish this all nonsense and walk away. However it wasn't my time yet…

One of the last questions was “What’s the company website?” and my sincere blunt answer “You can Google it” (I swear I was nice by then) just nailed it. I felt as I failed a school exam. An exam for begging for visa.
I did precisely explain the purpose of my trip and indicated to the man again, that there are all contact details in the documents provided, but he was not listening. He was looking above my head making some gestures to a couple behind me who probably had to come back to him for some reason. I felt totally omitted.


Finally I was told: “Unfortunately ma’am you are not entitled for visa to United States and here is why”
(A piece of paper flew into my hands).


I didn't look at it, just said, thanks very much and I left quickly. I was furious, but relieved at the same time. Did I really want to go? No. Not for the price of begging and humiliation.
I read the document and I learnt from it, that I “did not show enough ties outside of US”. What does it mean?
I don’t know. I am young, unmarried woman and I am going to US to hunt for a husband or do illegal work like my compatriots in the 80/90's? 


The times have changed since then. Quite much...


If you are not interested in finding out what’s going on in the world you will simply be tied in ignorance and stained by stereotyping. Well… we do have reasons sometimes to not want to know what is really going on, but that’s a story for another time.





WERSJA POLSKA / POLISH VERSION




Pan urzędnik był stosunkowo młodym mężczyzna w okularach.
Zapytał mnie: "Cześć, jak się dzisiaj masz?", gdy w końcu do niego dotarłam. 

Nie obchodziło mnie, czy ów pan jest dla mnie miły, ponieważ moje ego wzięło górę i poczułam się jakbym musiała go prosić, aby móc przyjechac do "jego" kraju. Zwyczajnie, jak chyba większość osób w tej sytuacji szybko zdecydowałam, że nie mam zamiaru prosić nikogo o wstęp do żadnego kraju na świecie. Jeszcze raz wyjaśniłam sobie, że po prostu musiałam jechać na szkolenie do Princeton. Nie wybierałam się do Las Vegas, aby wygrać fortunę lub odwiedzić "moich friends" w Hollywood :)

Dlatego wybrałam lekkie zdenerwowanie i odpowiedziałam: "W porządku, dziękuję" bez cienia pozytywnych emocji, ale z odrobiną wyrafinowania. Chciałam podkreślić, że mimo tego, że to ja potrzebuję go bardziej niż on mnie to wciąż jestem "takim samym jak on" człowiekiem.
Mogę was zapewnić, że to był mój ostatni moment jakiegokolwiek wyrafinowania tam -tego dnia.

"Jak duża jest firma, w której pracujesz? Nigdy o niej nie słyszałem" - zapytał.
Ooops nie oczekiwałam takiego pytania, ale nie widziałam czego się spodziewać, tak więc zaryzykowałam odpowiedź na tę najbardziej (według mnie) prawdopodobną. "To będzie ponad sto osób, przypuszczam... Tak w ogóle to jest amerykańska firma" - odpowiedziałam. 

"A jak długo tam pracujesz?" - odpowiedziałam jak długo.
"A gdzie pracowałaś wcześniej?" - powiedziałam mu gdzie.
"Co studiowałaś?" - odpowiedziałam co.
W tym momencie pan uniósł ramiona w nerwowym geście i zapytał dość agresywnie, jak to jest możliwe, że uczyłam się czegoś innego, a pracuję w innej profesji.
Sama również się trochę zdenerwowałam ponieważ moim zdaniem było to dwuznaczne pytanie doprawione niepotrzebnym komentarzem. Boże, jakbym to tylko ja na tym świecie, pracowała w innej dziedzinie od tej, w której się kształciłam...
Sytuacja stawała się coraz bardziej niekomfortowa i czułam się przytłoczona jakimś niepokojącym uczuciem chęci zakończenia tego całego nonsensu i odejścia. Jednak to nie było mi jeszcze dane...

Jednym z ostatnich pytań jakie padło było: "Podaj mi stronę internetową tej firmy?" I moja szczero-tępa odpowiedź "Wygugluj sobie" (przysięgam, że już wtedy byłam miła!) po prostu przypieczętowała ten moment. Czułam się tak, jak bym oblała szkolny egzamin. Egzamin z proszenia o wizę...
Starałam się jeszcze dokładnie wyjaśnić cel mojej podróży i wskazałam ponownie wszystkie dane kontaktowe w dostarczonych dokumentach, ale on nie słuchał. Patrzył nad moja głową, wykonując  pewne gesty do jakieś pary, która stała za mną, i prawdo-podobnie miała wrócić do niego z jakiegoś powodu. Czułam się całkowicie zlekceważona.

Wreszcie oglosił: "Niestety nie przysługuje Pani wiza do Stanów Zjednoczonych i tu jest napisane dlaczego"
Kartka papieru wpadła mi w ręce.
Ja natomiast na nią nie spojrzałam, powiedziałam że bardzo dziękuję i szybko wyszłam. Byłam wściekła, ale jednocześnie odczułam ulgę. Czy naprawdę chciałam tam jechac? Nie. Nie za cenę upokarzania.
Czytając potem dokument dowiedziałam się z niego, że "nie wykazałam wystarczających więzi poza USA." Co to oznacza?
Spekuluję: Jestem młodą kobietą - niezamężną i jadę do USA, aby polować na męża podczas nielegalnej pracy? Czyżby ten młody pan miał de ja vu z lat 80-tych? 


Czasy się zmieniły. Dość znacznie ...

Jeżeli nie interesuje nas, aby na bierząco dowiadywać się, co dzieje się na świecie, będziemy po prostu żyć w niewiedzy poplamionej stereotypami. Aczkolwiek rozumiem, że czasami mamy powody, dla których nie chcemy wiedzieć, co się naprawdę na świecie dzieje, ale to już inna historia.

1 comment: